niedziela, 8 stycznia 2023

Dziki Zakątek

Renata wypadła z wszelakich ruchowych aktywności i niestety muszę nadrabiać aktywności za dwoje. Tym razem padło na ZZK i trening na Choszczówce w „Dzikim Zakątku”. Dziki Zakątek kojarzy mi się z jakimś takim lokalem z dużym ogródkiem, parasolami gdzie kilka razy była już baza jakiś zawodów. Tym razem nietypowo… baza na „końcu ulicy, tuż przy stacji PKP”. Stolik, samochód i więcej nie trzeba, by zorganizować zawody. 

Baza jest "na końcu ulicy"

 Temperatura gdzieś koło zera, resztka śniegu, aura prawie zimowa;-) 

Aura prawie zimowa w drodze na start

Do startu - daleko. I wcale nie tak łatwo trafić – liczne dróżki zasypane śniegiem, niewydeptane i ciężkie do zidentyfikowania na mapie. 


Na starcie tłoczno - cykam sobie fotkę i lecę. Przez krzaki, na azymut do pierwszego PK. Dobiegając do lampionu widzę, że co niektórzy obiegli drogami. Cieniasy;-) Choć nie wiadomo, czy drogami nie byłoby szybciej… 

Kolejka do startu

Na PK 2 dłuuugaśny przebieg. Prawie tak długi jak na PK 5, tyle że w miarę po „czystym” lesie. Za to PK 3 bliziutko, prawie w zasięgu wzroku. 

PK 4 lekko mnie zakręcił – chwilkę szukałem dołka, nie tam gdzie trzeba. 

Teraz największe wyzwanie: na azymut, przez największe chaszcze na mapie do PK 5. Znowu zapomniałem, że czasami lepiej jest obiec drogami. Ale i tak problemem jest zlokalizowanie samotnego lampionu w mocno zielonej części mapy. Wprawdzie nie trafiam idealnie, ale szybko udaje się dojrzeć pomrańcz przebłyskujący wśród suchych badyli. 

Uff do PK 6 i PK 7 nie ma już zielonego. Zaczynają się za to górki. Możliwość sprawdzenia, czy czwartkowe bieganie Wesołych Górek daje efekty. Udaje się na wszystkie górki wbiec, a nie wejść! Zmęczony wybiegam z PK 7, trafiam na drogę i nią biegnę…. Tyle, że to nie ta droga którą biec powinienem. To efekt podbiegania – przy zbyt dużym wysiłku wyłącza się myślenie;-( Nie ma sensu wracać, biegnę dalej ciut naokoło, ale za to drogą. Docieram do lampionu z PK 8 na najwyższej górze w okolicy. To jakiś punkt zborny wszystkich orientalistów;-). Zwrot w tył i po własnych śladach wracam na PK 9. 

Na PK 10 jest prosto - drogą na górkę, a potem w prawo grzbietem i zaraz powinien być dołek z lampionem. Jest górka, skręcam w prawo, rozglądam się, dołka nie widać. Przebiegłem? Zawracam, dołki są, ale bez lampionów. Więc może jednak jestem za blisko? Miotam się niczym mucha w słoiku. Widzę lampion… sprawdzam kod - to PK 6! Przynajmniej wiem gdzie jestem. Wracam po śladach i znajduję lampion. Przebiegałem przez ten dołek na początku poszukiwań, ale lampionu nie widziałem! Tak już bywa gdy człowiek ślepy;-( 

Po takiej wtopie wiadomo, że dalej nie idzie. Na PK 11 znosi mnie i docieram na punkt przez PK 14. Dalej zaczyna dobrze żreć: PK 12, 13… Na PK 14 byłem wcześniej, więc teraz także dobrze trafiam. 

Do PK 15 daleko, ale bezpiecznie docieram do lampionu drogami, podobnie do PK 16. 

PK 17 jest znany - ten sam lampion co PK 5 (w tych największych chaszczach na Choszczówce!). Teraz trafiam niczym po sznurku - jakbym widział wyrysowaną na gruncie linię łączącą punkty. 

Do PK 18 przeprawa przez chaszcze. Na początku jest wydeptana w śniegu inostrada. Przy największej gęstwinie się rozmywa (jedni pobiegli z prawej, inni z lewej, a ci najbardziej zdesperowani przez środek krzaków). Ja omijam gęstwinę z prawej. Znajduję dołek, ale bez lampionu! Dobra – z mapy wynika, że lampion powinien być w kolejnym dołku, tyle że go tam także nie ma! Zajumali? Chwila konsternacji. Dostrzegam jakiś spacerowiczów idących ścieżką. Już wiem, zniosło mnie w prawo! Uff podbijam PK 18.

Na PK 19 już byłem (to samo co PK 4). Zostają dwa punkty do mety. Na PK 19 ruszam ścieżkami – niby las na mapie jest biały, ale jest poorany bruzdami i bieganie w ich poprzek jest mordęgą. Mam skręcić w którąś tam ścieżkę w prawo. Widzą jak konkurencja skręca, to ja także. Po chwili orientuję się, że to nie ta ścieżka, oni lecieli na moje PK 3! Tak to jest sugerować się innymi!
Nie mam ochoty skakać po tych bruzdach, więc wracam do głównej ścieżki i spokojnie dobiegam do PK 20. Dalej jak to w zimowych zawodach - wyraźna inostrada na azymut. Biegnę na PK 21 i spotykam tam tych, co mnie zwiedli przed PK 20. 

Do mety wszyscy ruszamy ścieżkami. Niby biegam szybciej, ale mam awersję do zielonego (meta jest znowu w zielonym), więc obiegam ile się da ścieżkami i na metę wpadam razem z konkurencją. 

Zostaje jeszcze zbieg do cywilizacji i sczytanie chipa. Wszystko jest OK. Uff kolejny trening zaliczony;-)


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz