czwartek, 26 stycznia 2023

Smak zwyciestwa na Młocinach

Młocińska wydma zawsze kojarzy mi się z nocą. I z biegami na 50 PK. Tym razem nie było to 50 PK, ledwie co 30. Oczywiście w środową noc. Pogoda – taka sobie – no dobra, akurat trafiła się chwilowa przerwa w opadach gdy zaparkowałem na ulicy o wdzięcznej nazwie Dziwożony. Kilka osób już nerwowo przytupywało oczekując na organizatora, który po chwili wyłonił się z odmętów Młocińskiego lasu. Rozstawił stolik i zaczęło się normalne zamieszanie z wydawaniem map, wpychaniem ich do folii itp.

Ulica Dziwożony - start

Typowe zamieszanie w biurze zawodów

Wystartowałem chyba jako pierwszy. Tak jak lubię, tylko ja i ciemny las. Lasek Młociński niby jest w środku miasta, ale jest tu pełno zwierzyny. Zaraz po PK 2 spotkałem kilka sarenek, które próbowały spać w krzakach. Ale ciężko idzie spanie, gdy jakiś taki z czołówką tuż obok przez krzaki się przedziera… 

Przy PK 4 o klubowym kodzie próbowałem sobie zrobić selfie, ale ciężko to idzie mokrymi rękami. Ze zdjęcia właściwie nic nie wyszło, tyle że dogonił i przegonił mnie Marcin. Jak zwykle;-( I to na pewno on mnie zestresował, że nie trafiłem idealnie na PK 5 (jak to fajnie jest na kogoś zwalić winę;-)

Miało być selfie przy lampionie z kodem 44

No dobra, nie będę kłamał, zaraz kolejny zawodnik mnie przegonił i służył za namiar przy PK 6, 7 i 8. Powinienem się za siebie wziąć i potrenować szybkie bieganie w terenie, bo ostatnio poruszam się bardzo zachowawczo, by sobie czegoś nie uszkodzić. 

Kolejne punkty wchodziły dość dobrze, choć biegałem na azymut zamiast drogami. Niby las nie jest zielony, ale zarówno podłoże jak i niskie krzaczki spowolniały - możliwe, że bardziej „drogowe” warianty byłyby szybsze w moim wydaniu. Dopiero po PK 14 las stał się typowo przebieżny. Po PK 16 przebieżność się skończyła, ale na szczęście tuż obok wygodna droga prowadząca na PK 17. Wystarczyło wybiec kilka milimetrów za mapę… Wybiegłem za mapę i na "wielkim skrzyżowaniu" oczywiście w pierwszym odruchu skręciłem nie w tę ścieżkę. Znowu kolejne sekundy w plecy;-( 

Po takiej wpadce, jak zwykle nie myślę. Zamiast naokoło, ale za to szybko drogą, ja na krechę przez jakieś poobcinane gałęzie, zbaczając na koniec z azymutu - tylko zmarnowałem czas;-( 

Od PK 18 wracamy na wydmę, gdzie były pierwsze PK. Część z nich odwiedzamy powtórnie, ale w innej kolejności. Jednym z „najwredniejszych” okazuje się PK 25. Trafiam na niego przez… PK 21. Jak słyszałem: nie tylko ja miałem podobne problemy z właściwym trafieniem na ten lampion;-) 

Ostatnie PK to wyzwanie spostrzegawczości – oddalone od siebie o rzut beretem wymagały szybkiej orientacji, wyboru kierunku i uważnego sprawdzenia kodu, bo łatwo było trafić na coś innego. 

Uff, wreszcie meta. Na mecie także Marcin – właśnie się sczytał. I okazuje się że załapał NKL-kę! Jak na niego to niebywała rzadkość! Ale dzięki temu mogę powiedzieć, że wreszcie z nim wygrałem;-) Co z tego, że mój wynik znajduje się raczej w końcówce tabeli, ale w bezpośrednim starciu byłem lepszy;-) Chyba oprawię sobie ten wynik w ramkę i powieszę w gablotce z innymi medalami i pucharami;-) 



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz