sobota, 14 stycznia 2023

UrodzInO

Chwilami to już myślałam, że z UrodzInO będą nici. Początkiem grudnia dopadła nas grypa i remont kuchni, a dodatkowo ja mało ruchliwa z powodu nogi niewiele mogłam pomóc. Ale z Tomka to taki pomysłowy Dobromir, co potrafi zrobić w try miga coś z niczego i tuż przed siedemnastym impreza była gotowa. Wziął wykorzystywany już kiedyś teren niedaleko Zielonki, trochę dodał, trochę ujął, trochę zmienił i w efekcie wszystko było gotowe na czas. 
Start był dopiero od 17-tej, pod wiatą, w pełni klimatyzowany. Tej klimatyzacji trochę się obawiałam, bo zima akurat była pełnoobjawowa, ze śniegiem i mrozem. Brrrr...
 
Ciemno, śnieżno i zimno...
 
Sekretariat.
 
Tomek przyjmował życzenia urodzinowe i żelki, ja wydawałam karty startowe i naklejki, a uczestnicy powoli rozchodzili się po lesie z mapami w garści. Mapy to mimo braku czasu Tomek zrobił bajeranckie, bo w formie piłki (takiej do kopania, nie do cięcia), jako że akurat Mundial dobiegał końca i wszyscy czekali na mecz finałowy.
 
Mundialowe mapy.

Czekanie na uczestników powoli stawało się nudne. Nikt nowy już nie przybywał, wokół ciemno i co gorsza mróz zaczynał podszczypywać. Gdybym mogła biegać, to jakoś bym się w ruchu rozgrzała, ale ja ledwo łaziłam, bo noga wciąż napierniczała. Myśleliśmy, że chociaż Marcin, który ruszył pierwszy, wróci sporo przed końcem limitu, ale wykorzystał go do samego końca. Wreszcie jednak ludzie zaczęli wyłazić z krzaków, a kiedy cieszyłam się, że już wkrótce koniec - zjawił się Tomek G. Wyglądało na to, że noc spędzimy w lesie czekając na jego powrót, ale litościwie stwierdził, że nie potrzebuje na mecie komitetu powitalnego i spokojnie możemy się zbierać. Jeszcze tylko za jakiś czas telefonicznie potwierdziliśmy, że wrócił cały i zdrowy i UrodzInO można było uznać za zakończone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz