czwartek, 5 stycznia 2017

A nie mówiłam?! - czyli ...


... A można było siedzieć w domu i wygrzewać się w fotelu z kotem na kolanach….
Stowarzyszony trening na ZPK podejście drugie. Ciemno, zimno (takie 0 z lekkim minusem) z nieba co chwilę sypie śnieg, pada deszcz lub leci coś pomiędzy. Oczywiście wiatr zawiewa i wciska różne postacie wody gdzie popadnie. Od dołu – taka mokra breja nazywana śniegiem, pod która czai się woda. Tak to wyglądało od strony warunków pogodowych. A my oczywiście twardo trenujemy.
Na początek rozgrzewka – przyjęliśmy wersję samochodową – znaczy siedzimy w nagrzanym aucie, szyby coraz bardziej zaparowane i czekamy na uczestników.  Siedzimy we trójkę - ja , Ania i Barbara. Wkrótce podjeżdża drugie auto – przyjechali Mariusz z Agatą. Postanawiamy dać dobry przykład i zrobić rozgrzewkę zewnętrzną. Wysiadamy z auta. Wkrótce dochodzimy do wniosku, że aby rozgrzać się na zewnątrz należy włożyć rękawiczki, czapkę i zapiąć kurtkę. Pod samiuśką szyję!
Agata i Mariusz idą zaraz w las. Przed oficjalny czasem wydawania map, ale co mają marznąć na starcie. Zapisane jest jeszcze kilka osób. Czekając dzwonimy do Bartka – właśnie wychodzi z domu (dobrze, że ma niedaleko) i Andrzeja - nie zdąży. Wkrótce docierają Leśne Dziady. Miała być szt. jedna, ale są dwie, więc stan zapowiadany będzie osiągnięty! Niestety, nie dają namówić się na bieganie i zapowiadają dumne kroczenie po ZPK. Ich wybór. Dostają mapę i idą.
Bartek także zjawia się w międzyczasie. Nie zostaje nam nic innego jak zakończyć rozgrzewkę - znaczy zdjąć ciepłe kurtki i ruszyć w las. Mamy z założenia biec grupą, bo Bartek boi się zgubić, a Ania, że nie nadąży, a wiadomo w lesie to wilki i niedźwiedzie. Ostro ruszamy biegiem (tak gdzieś 8min/km). Przy pierwszym PK doganiamy Leśne Dziady. Do słupka 35 zaczynamy już dobiegi na azymut. PK39 szukamy długo, no cóż w nocy wszystkie azymuty są takie same, a krzaki czarne i wyglądają zupełnie jak przebieżny las;-). Po przykrych doświadczeniach z azymutami wybieramy warianty bardziej drogowe. Na dłuższych przebiegach Ania z Bartkiem odstają, ale starają się trzymać w zasięgu słuchu (znaczy słyszalnego sapania). W całym tym bieganiu najgorsze jest zatrzymywanie się na PK – okulary momentalnie parują, i nie wiadomo gdzie biec dalej. Dopiero po kilkudziesięciu metrach daje się spojrzeć na mapę i coś zobaczyć.
Wreszcie dobiegamy do słupka klubowego. Ukrył się wśród wielu okolicznych dołków, ale udało się go znaleźć. W takim miejscu nie może zabraknąć selfie (choć w nocy ciężko idzie robienie takich fotek i celowanie by wszyscy się zmieścili).
Teraz już „z górki” (choć trasa raczej płaska, nie to co #1). Przy PK 38 lekko przyspieszamy i odrywamy się od konkurencji. Fajnie biegać grzbietem - wyraźna ścieżka nie zmusza do uważania po czym się depta, a troszkę w górę i w dół powoduje, że się nie nudzi. Wpadamy na metę, a tu nikogo nie ma. Myśleliśmy, że będzie już Mariusz z Agatą, którzy wyszli znacznie wcześniej, ale widać nie dało się przejścia zoptymalizować. Bartek i Ania wkrótce dotarli, a reszty się nie doczekaliśmy. Później telefonicznie odmeldowali się Barbarze, że szczęśliwie dotarli na metę.
Dzisiaj kolejne podejście – po raz pierwszy porządny mróz i ma być bez opadów!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz