wtorek, 17 stycznia 2017

Trenujemy!

Tomkowy sobotni wyjazd do Legionowa zupełnie popsuł mi szyki. Na jego relację musiałam odpowiedzieć swoją i w tym celu należało wziąć w czymś udział. Znowu padło na stowarzyszony trening, bo nic innego nie było, poza tym blisko. Zamiast siedzieć w ciepłym domeczku i opychać się jakimś dobrym żarełkiem, musiałam  popylać po lesie w zimnie i po ciemku.
Amatorów treningów przybywa - wczoraj było nas już trzynaście osób, z czego większość maszerów. Biegacze ewidentnie wymiękają.
Tradycyjnie szłam z Darkiem. Pobraliśmy mapy i ruszyli. Ponieważ tym razem zaserwowano nam scorelauf, sami musieliśmy sobie ustalić optymalną trasę. Ruszyliśmy najpierw w kierunku PK 78, ale po kilkunastu metrach odwidziało nam się i zawróciliśmy. Na starcie wzbudziło to nawet zainteresowanie, że niby już po paru krokach zgubiliśmy się i wracamy po wskazówki. Nam zachciało się jednak zacząć od PK 76 i dodatkowo chcieliśmy dojść do niego ścieżkami, a nie na przełaj. Darek w weekend nadwyrężył sobie kolano i preferował wygodniejsze dojścia.. Wzięliśmy więc 76, 78, 80, 82 zgodnie z planem, a potem powstał dylemat - co dalej. W pierwszym odruchu chcieliśmy iść na 87, ale w końcu zwyciężył 95. Mi prawdę mówiąc było zupełnie obojętne czy idziemy optymalnie, czy nie, bo skoro i tak wyszłam z domu, to już mogę iść gdzie bądź. Ale skoro braliśmy udział w treningu, to Darek trenował podejmowanie decyzji, a ja dostosowywanie się do nich. Poza tym przy niektórych punktach zostaliśmy zmuszeni do trenowania azymutów, bo nie było jak podejść ścieżkami.  Ja to w sumie lubię chodzić na kompas, bo na ogół tą metodą trafiam gdzie trzeba, a innymi to już niekoniecznie.
Od któregoś momentu trasy zaczęli iść za nami Agnieszka i Michał, których tym razem nie przestraszyła chrumkająca ciemność. Usiłowaliśmy ich zmylić i wykierować w inną stronę, bo co nam mają chodzić po naszych słupkach, ale oni już wycwanieni są i nie dali się nabrać na nasze zapewnienia, że tu nie ma żadnych, ale to żadnych punktów:-) Potem role się odwróciły - oni poszli przodem, my za nimi i teraz oni bronili "swoich" słupków. Ostatni PK znaleźliśmy już razem i razem wróciliśmy na metę. A na mecie powitała nas pustka. Część osób już pojechała, bo zniknęły samochody, część musiała być jeszcze w lesie. Nawiązaliśmy więc kontakt telefoniczny z Tomkiem, Barbarą i Anią i okazało się, że został im tylko jeden punkt. Wszyscy grzecznie czekaliśmy na nich żeby na koniec zrobić sobie pamiątkową fotkę. Ci co pojechali wcześniej mają trening niezaliczony, bo bez fotki się nie liczy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz