poniedziałek, 30 stycznia 2017

Czołóweczki

Niedzielne doniesienia z linii frontu

Niedziela miała być prawdziwie orientalistyczna: najpierw ZiMnO, potem Czołóweczki. Miała być, bo niestety grypa, która od pewnego czasu panoszy się po naszym domu dała do wiwatu. Oglądając wyniki z ZiMnO aż żałuję, że nie mogłem dotrzeć, bo właściwie wszyscy tam wszystko wygrali!
Ale na Czołóweczki dałem radę się wybrać. Do Mińska Mazowieckiego jechałem z duszą na ramieniu, że za chwilę zawróci mnie pilne żądanie wsparcia z dowództwa frontu walki z chorobą. Ale się udało (może zasięgu nie miałem?).
Przed startem (znaczy budynkiem szkoły) lodowisko. Czepiając się płotu udało mi się przejść przez furtkę i dotrzeć do schodów. Dobrze, że choć te nie były oblodzone.
Na starcie „kameralny tłum”. Oczywiście kilka znajomych twarzy. Formalności i te sprawy. Wreszcie odprawa. Scorelauf. No prawie Scorelauf, bo 3 PK (2+1) do zaliczenia w kolejności obowiązkowej na początku/na końcu. Organizator odpytany coś mówi o 7-8km. Limit czasu: 90 minut. I nowość:  lampiony mają świecić w ciemności!
Pierwszy do startu dopchał się Przemek. Potem jacyś marszerzy, a następnie ja. Minuta na obejrzenie mapy. Nie ma żadnych nieoczywistych przebiegów, punkty obowiązkowe wyprowadzają na mosty na rzeczce. Start. Powolutku, ślizgiem, byle jakoś w całości dotrzeć do lasu. Coś ścieżki inaczej wydeptane w śniegu, więc gdzieś przez krzaki. I rzeczywiście lampion z daleka się świeci! Przy PK 16 za to świecą się jakieś oczy. Dużo oczu i to niezbyt wysoko. Dziki? Chrumkania wprawdzie nie słychać, ale te oczy wyraźnie patrzą za mną. Przyspieszam na ile można na śliskiej ścieżce.
Kolejne oczy pojawiają się koło Najstarszej Sosny. Tak jakby wyżej. Za chwilę snop światła z czołówki oświetla stado sarenek. Uff. A ogólnie las czarny i cichy jakby nikt nie biegał. Przy PK 4 spotykam kogoś biegnącego z naprzeciwka, ale na mój widok daje susa w krzaki. Nie wiem po co, bo w tych krzakach lampionu być nie powinno. Jest trochę dalej. Ale jednak chyba o ten lampion chodziło, bo gdy odbiegam z punktu, światło buszujące w tych złych krzakach kieruje się na właściwy dołek. Kolejny PK ma być na górce na skraju młodnika. Pamiętam ten młodnik z Lampionady. O, jest górka i zarośla. Okrążam je przez kopny śnieg, ale lampionu brak. Coś się nie zgadza. Krążę dłuższa chwilę, patrzę na mapę. Nie powinno być żadnego innego młodnika! Ale widzę go przed sobą! Co się dzieje??? Po dłuższej chwili ogarniam, że to o jedną „górkę za blisko”. Dobra, mam właściwy młodnik i lampion. Dalej na skraj lasu, a potem przez łąkę na kolejny skraj lasu. Dobiegam na skraj lasu, jest szeroka  droga poprzeczna pod właściwym kątem, więc odbijam w lewo. Zwalniam. Okulary zaparowują, gdy nie biegnę, a lampionu nie ma. Miotam się we wszystkich kierunkach, przedzieram przez jakieś wądoły wyryte przez dziki, okulary zaparowane na amen, więc nic nie widzę, a lampionu dalej nie ma! Dopiero zdjęcie okularów i przeanalizowanie mapy mówi, że to nie ta droga poprzeczna – na mapie jest ledwo widoczna ścieżka w tym miejscu! Biegnę dalej i widzę zbliżające się z prawej światełko – znaczy jest dobrze. Przy lampionie dopadam Przemka.  Kolejny PK dobrze widoczny ze ścieżki. Następny – jak pobiegnę linią energetyczną to na końcu terenu otwartego kopczyk. Jest linia, jest teren półotwarty, który przechodzi w teren wyrąbany (czytaj zawalony gałęziami i innymi odpadami przecinki lasu). Kopczyk jest zaś w niezłych krzakach, a nie na ich skraju. Tu dopada mnie jakiś tramwaj wieloosobowy. Uciekam do następnego PK na azymut i to jest błąd. Bo las na mapie jest biały, a w terenie powinien być ciemnozielony. Wydostaję się na drogę z zaparowanymi okularami. Widzę ścieżkę dochodzącą pod odpowiednim kątem. Hmm, czyżbym za bardzo w prawo odbił? Lecę ścieżką w lewo, ale to nie to – nie ma lampionu i wychodzą jakieś pola. Jestem o jedno rozwidlenie za blisko. Kolejne punkty – można odreagować. Wyraźne drogi, las przebieżny. Po PK 5 gdzieś dostrzegam cień czołówek konkurencji. Teraz „najdalszy” PK. I niestety do niego kawałek drogą wyślizganą przez auta. Udaje się bez upadku! Przedostatni PK na azymut, może trochę wolniej, ale bez błądzenia. Teraz dłuuugi powrotny przebieg do ostatniego PK. Jak wracać? Jakaś zwierzęca ścieżka – spróbujemy. Niestety szybko zanika, ale daje się przedrzeć. Znowu ostrożny dobieg do szkoły i meta.
Myślałem, że na mecie będzie już tłum, ale jakoś pustawo. Szybka szarlotka i wsiadam w auto, by szybko wrócić na linię frontu.
W uzupełnieniu przebieg Przemka i mój:


http://3drerun.worldofo.com/2d/index.php?idmult%5B%5D=-396355&idmult%5B%5D=-396217&idmult%5B%5D=-396348

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz