czwartek, 19 stycznia 2017

Puchatkowe 43. OrtInO

Żeby nie stracić orientalistycznego kontaktu z własnym mężem poświeciłam się  i na 43-cie OrtInO zapisałam się na TZ. To znaczy dałam się zapisać, bo sama to ciągle o zapisach zapominam.
Znowu zrobiło się wściekle zimno, ale na szczęście udało nam się zaparkować tuż przy starcie, więc na trasę wyszłam jeszcze jako tako ciepła. Tradycyjnie nic nie ogarniałam oprócz dojścia do pierwszego punktu, który zresztą był podwójny. Tomek twierdził, że coś tam mu świta, ale przede wszystkim wiedział, że należy iść śladem Marcina, bo on na pewno wie co robi. No to szliśmy. Kawałek. Bo mimo wszystko usiłowaliśmy zrozumieć o co chodzi. Ja to nawet (z pomocą Tomka) pojęłam co i jak jest pozamieniane, ale bez cięcia mapy, w wyobraźni nie byłam w stanie tego poskładać.  Brak wyobraźni przestrzennej jest jednak wielkim kalectwem. Owszem, były momenty gdy coś tam wiedziałam i nawet ze dwa razy udało mi się odwieść Tomka od złych decyzji, ale gdybym z tą mapą została sama, to nie zostało by mi nic innego, jak tylko siąść i płakać. Płakać to mi się nawet zachciało kiedy przemarzły mi ręce i nogi, a byliśmy dopiero gdzieś w jednej trzeciej trasy i nie widziałam żadnych perspektyw na rozgrzanie się. Zadawałam sobie tradycyjne pytanie - co ja tutaj robię? i obiecywałam sobie, że nigdy więcej! No, ale tak mam na każdym tezecie.
Tomek początkowo stosował metodę - idziemy mniej więcej w kierunku, a potem się rozglądamy. Nawet działało, szczególnie jeśli udawało nam się wypatrzyć gdzieś Marcina. Wtedy wiedzieliśmy, że jeszcze nie zgubiliśmy się. Z czasem zaczęliśmy ogarniać całą ideę, a Marcin zniknął nam z oczu, ale już i tak nie był potrzebny. Największą inwencją wykazałam się przy tym czymś okrągłym z zielonym dachem, co to obok było coś prostokątnie czerwonego. Przynajmniej przez chwilę nie czułam się ciemna niczym tabaka w rogu. A jak już wracaliśmy na metę, to prawie całkiem wiedziałam co z czym i jak się składało. Może gdybym miała z tydzień na rozkminienie mapy, to byłabym w stanie poradzić sobie. Kto wie?
Jak mówi protokół, zajęliśmy dobre szóste miejsce wygrywając o jeden punkt z Marcinem. Polegliśmy na jednym zadaniu oraz na czasie. Chociaż prawdę mówiąc czas spędzony w toalecie na stacji benzynowej powinniśmy mieć odliczony, bo w tym czasie nie zajmowaliśmy się orientacją. Być może złożymy protest w tym temacie, bo dobry protest nie jest zły!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz