wtorek, 3 stycznia 2017

Stowarzyszone treningi czyli... Ciemność, widzę ciemność!


Coś czuję, że 2017 rok potraktuję ulgowo, a przynajmniej jego zimowy początek. Z domu ruszam się tylko w uzasadnionych przypadkach, Tomek dla odmiany nie usiedzi na tyłku, bo chyba owsiki go ganiają w las:

Czasami człowiekowi do głowy przychodzą dziwne pomysły. Szczególnie gdy idzie się przed siebie bez szukania punktów kontrolnych po Puszczy (Kampinoskiej oczywiście). Tak po prawdzie to już wcześniej z Panią Prezes postanowiliśmy sobie potrenować BnO i przebiegliśmy wszystkie nowe stałe trasy na orientację w okolicy Wesołej. Jako osoby o nienormowanym czasie pracy byliśmy w stanie się zgadać i za dnia zaliczyć wszystkie (no, prawie bo 2 zabrakło do kompletu z powodu braku czasu) nowe 5 stałych stras na orientację. Patrząc na te słupki nudzące się samotnie w lesie czuliśmy, że mają one wielki potencjał i chęć bycia używanym. I tak powstawały niesprecyzowane bliżej plany ich integracji ze społecznością ludzi podbiegujących z kompasem po lesie. Uprzedził nas Igor – robiąc treningi Team360 (no, niby On te słupki tworzył), ale były one w takich terminach, że nijak nie pasowały. Wracając do tej wycieczki do Kampinosu – gdzieś między nastym kilometrem. ktoś rzucił myśl „a właściwie to czemu by nie pobiegać w tygodniu po pracy, teraz gdy jest ciemno”. U Pani Prezes od pomysłu do realizacji przejście jest płynne i niezauważalne. Chwilę po powrocie do domu już było gotowe ogłoszenie o imprezie i formularz do zgłoszeń.

Po drodze do Wesołej zobaczyłem pociąg – coś mnie tknęło i to całkiem słusznie, bo jechała nim szefowa, którą podwiozłem na start. Okazało się, że zapisało się 6 osób, z tego ostatnia zapisywała się gdy organizatorka już jechała na start. A start, aby było Weselej przywitał nas śniegiem. I to całkiem dobrze padającym. Ciężko było wysiąść z nagrzanego auta. Wreszcie wszyscy dojechali, odpowiednio ubrali się (lub rozebrali) i ruszyliśmy w las. Pierwsi poszli piechurzy, potem pobiegła Karolina, a na koniec nasza stowarzyszona trójka ruszyła w las. Po chwili okazało się, że padający śnieg ogranicza zasięg czołówek do kilku metrów, oblepia okulary ograniczając zakres wzroku jeszcze bardziej, a palec z kompasem zaczyna zamarzać. Mógłbym napisać kultowe „widzę ciemność” gdyby nie to, że widziałem przed oczami tylko jasną plamę zapadanych przez śnieg okularów podświetloną czołówką. Próbowaliśmy biec na azymut, co w takich okolicznościach powoduje, że trening jest bardzie owocny bo przebiega się więcej. Szczerze mówić to do drugiego PK nie udało mi się opanować odgarniania śniegu z okularów i nie za bardzo mogłem coś na mapie dojrzeć. Dalej było lepiej, choć gdy człowiek (okularnik) na chwilę się zatrzyma by zorientować się w położeniu – to w ciągu sekundy okulary zaparowują tak, że i tak nic na mapie nie daje się dostrzec. Totalnie pogubiliśmy się na PK 68 – pamiętam, że w czasie dziennego przebiegu ten słupek też był ciężki do zlokalizowania, ale po nocy kręciliśmy się o kilka metrów od niego nie mogąc go dostrzec. Gdyby były odblaski na nim…
W każdym razie my pobiegliśmy dokładnie jak mapa nakazywała, a piechurzy poszli na łatwiznę i zaliczali PK w innej – optymalnej kolejności skracając dystans – wiec wyprzedzaliśmy ich dwukrotnie, co pewien czas zwalniając by dobiła do nas zaspana Ania.
Przy przedostatnim PK na spotkanie nam wybiegła Karolina, która już była na mecie i aby nie zmarznąć postanowiła nam pokibicować.
Kilka razy biegałem po nocy w lesie, ale za każdym razem jest to wielkie przeżycie. Teren nawet dobrze znany za dnia, w nocy wygląda zupełnie inaczej. A jak dodamy do tego oblepiający widzenie śnieg to robi się fajnie. W środę też ma coś padać – jak nic trzeba się znowu zapisać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz