niedziela, 8 lipca 2018

6 Grillowanie Kosmatych Inoków - dzień pierwszy

Spieszyliśmy się na Grillowanie bardzo, bo to jedna z naszych ulubionych imprez i nawet wzięłam pół dnia urlopu żeby było szybciej. W tym roku planowałam zdobyć Kichę, więc z etapami trzeba było się sprężać.  Po przyjeździe do bazy wrzuciliśmy bagaże do domku, przebraliśmy się i od razu poprosiliśmy o mapy.

 Nasz domek

Teoretycznie w etapach można było wybierać jak w ulęgałkach, ale praktycznie zaproponowano nam konkretny etap. My tam wybredni nie jesteśmy, więc wzięliśmy co dawali.  Pierwszym zaskoczeniem była dojściówka. Ja rozumiem pół kilometra, kilometr dojściówki, ale prawie cztery?! Co prawda te cztery wychodziły  tam i z powrotem, ale jednak to w zasadzie dodatkowy etap. Dojściówka szybko jednak zeszła na plan dalszy, kiedy zobaczyliśmy mapę właściwą. Już tytuł („Mouskorek omiśniak”) sugerował autora, więc spodziewać można było się wszystkiego, bo te środki co on bierze, to dają niesamowite efekty.
Dojściówka jak dojściówka – banalna, bo w sumie miała tylko doprowadzić na start etapu.  Jedyną atrakcją był łabądek na PK C. No dobra – jeszcze jezioro w pobliżu bazy, ale to mogliśmy zobaczyć i bez dojściówki.

 Łabądek na drugim brzegu - niestety nie widać :-(

Po drodze usiłowaliśmy zrozumieć coś z opisu etapu zasadniczego i w sumie to był nasz błąd. Bez czytania opisu byłoby dużo, dużo łatwiej. Wycinki były wklęśnięte, uwypuklone, rozciągnięte, zlustrowane – dla każdego coś miłego. Trochę mnie zdziwiło, że ta sama mapa była też dla trasy TO, a w regulaminie jak wół było napisane, że TO jest na poziomie TT/TU.  Ale jak się później okazało, trasa faktycznie była na poziomie TU i tylko opis na poziomie mocno zaawansowanego TZ :-)
Pierwsze dwa punkty mieliśmy na wycinku startowym, więc nie było problemu, ale potem musieliśmy już coś dopasować. Wiedzieliśmy, że musimy dopasować jedno z małych kółek, coś z zielonego stwora i coś z dużej kuli – a przynajmniej tak nam wychodziło. To, że PK 26 pokrywa się z PK 36 rzucało się w oczy, ale, że jest to punkt potrójny z PK 32 do kompletu, to trochę mnie zaskoczyło. Szczególnie, że dopasowanie tego PK 32 nie było takie jednoznaczne. Mamy nadzieję, że dobrze to sobie wykoncypowaliśmy. Wychodziło nam, że kolejny punkt będzie dla odmiany tylko podwójny (25 i 35) i ja dałabym się nabrać na tę podwójność, ale Tomek zachował czujność i wypatrzył, że jeden to skrzyżowanie rowów, a drugi skrzyżowanie dróg, tyle, że położone bardzo blisko siebie. Punkt 35 mimo wszystko okazał się podwójny, tyle, że z PK 33. Nie od razu zorientowaliśmy się w tej kombinacji i musieliśmy się wracać. Kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.
W drodze na 34 spotkaliśmy ekipę krakowską, z lekka jakby zdezorientowaną, bo najwyraźniej przeszli już punkt idąc wariantem przeciwnym do naszego. Razem więc dotarliśmy do 34, który znowu okazał się podwójny (34/28). Karta startowa zapełniała nam się błyskawicznie tymi punktami wielokrotnymi i było to całkiem miłe.
Począwszy od PK 28 cztery kolejne punkty mieliśmy na jednym wycinku, więc było dość łatwo, nawet jeśli wycinek był porozciągany jak stary sweter. Przy PK 29 pomachaliśmy napotkanej ekipie z Rumii. Ponieważ na mapie mieliśmy więcej punktów niż trzeba było zebrać, bez żalu odpuściliśmy sobie PK 23, bo mimo, że byliśmy blisko niego, jakoś się nam nie chciał rzucić w oczy. Jego strata. PK 27 i 24 to już była formalność. Zadanie – kolor szlaku – wpisaliśmy już z dojściówki, ale wcale nie było sprecyzowane, gdzie ten szlak miał przebiegać, więc praktycznie mogliśmy wpisać całkiem dowolny.


Nasz ostatni punkt na trasie.

W bazie, po oddaniu karty startowej, ochoczo podjęliśmy czynności nawiązujące do nazwy imprezy, czyli rozpaliliśmy grilla i dołączyliśmy do innych grillujących inoków. Przed etapami nocnymi musieliśmy uzupełnić stracone na etapie kalorie i zregenerować nadwątlone siły.

C. D. N.

1 komentarz:

  1. Dobrze że dołączyliści do inoków grillujących, a nie tych grillowanych ;)

    OdpowiedzUsuń