Wzięliśmy mapy, zaświeciliśmy czołówki i wyruszyliśmy. Za bramą mała konsternacja: zgodnie z ustną zapowiedzią start ma być zaznaczony na bramie ośrodka - nie patrząc w mapę dokładnie ruszyliśmy w lewo, ale przyjrzałem się dokładniej trójkącikowi startu i…. wynikałoby, że mapa jest przekręcona o 180 stopni. Udało mi się przekonać Renatę, że tak właśnie jest (ona po ciemku nie patrzy na takie szczegóły na mapie) i zawróciliśmy by iść w prawo. Przemaszerowaliśmy przed bramą ośrodka idąc w kierunku Lucienia. Jednak coś nam się nie zgadzało - mianowicie domki letniskowe, które mamy po lewej ręce. Po przejściu kilkuset metrów jednak doszliśmy do wniosku, że to tylko symbol startu obsunął się z bramy, wiec zawróciliśmy. W ten sposób do dojściówki dodaliśmy co najmniej jeden dodatkowy kilometr:-)
Na starcie właściwego etapu powitała nas Babcia z wnuczętami. Taka mięsożerna, co nieco przypominająca rosiczkę. Szybko udało się znaleźć wspólne punkty na mapie i ruszyliśmy ostrożnie w stronę pierwszego PK, by mapę wyskalować. Mapa składała się w dość skomplikowany sposób, więc po pierwszym PK jedyna słuszna decyzja – nożyczki i taśma w dłoń. Szybko pocięliśmy, skleiliśmy i poszliśmy na kolejny PK z wycinka babciowego. Potem mieliśmy przejść na wycinek z wnuczętami. Odmierzyliśmy odległość i zaczęliśmy szukać poprzecznego rowu z PK 170. Jest jakieś obniżenie, ale rowek raczej symboliczny. I to bez lampionu. Odległość się zgadza, skrzyżowanie, przecinki także. Czeszemy las, by znaleźć inne elementy charakterystyczne – dołki. Niestety, żadnych dziur w ziemi nie ma. Jedyny lampion w okolicy to skrzyżowanie przecinek. Zjawia się ekipa krakowska, podbija go i idzie tam, gdzie nie powinno być innych punktów. Rozszerzamy teren czesania i sprawdzamy okoliczne kwartały lasu. Coś przestają się zgadzać drogi. Wracamy do znanego skrzyżowania, przyglądamy się naszej wyklejance i … znajdujemy inną możliwość dopasowania drugiego wnuczka. Wystarczy go przekręcić do góry nogami! Teraz wyjaśnia się dziwny kierunek marszu konkurencji i niestety okazuje się, że przeszliśmy obok kilku PK. Zostaje podkasać kiecę i przebiec podbić to, co przeoczone!
Nasz autorski układ Wnuczków na Babci. Ten przekręcony wnuczek na wierzchu;-) |
Przy dobrze sklejonej i wyskalowanej mapie znalezienie właściwych PK to łatwizna. Pod koniec trasy na jednym ze skrzyżowań trafiamy na piknik. Z daleka poznajemy Przemka, który rozłożył kocyk, jedzenie i zrobił sobie majówkę w świetle czołówki. No tak, pewnie chce zrobić wszystkie etapy bez przerwy – kiedyś trzeba coś zjeść;-)
Przy ostatnich PK spotkamy tramwaj wrocławski. Nie wiem co to za przyjemność szukać PK tak liczną grupą – cała satysfakcja to samodzielnie rozkminić zagadki stawiane przez budowniczego! Może gdyby etap był jakiś strasznie trudny i niezrozumiały, a tak… po prostu wstyd się tramwaić!
Zamieniamy kartki na te z drugiego etapu. Coś jakiś zbyt prosty się wydaje. Taki najwyżej na poziomie TU i to niezbyt wyrafinowanym! Szybko dopasowujemy co trzeba i bez wycinania idziemy na pierwsze PK przy starcie. Dziwna prostość mapy i opis „TO:14PK” przy 15 punktach na mapie zastanawia. Może jakaś pomyłka? Wyciągamy telefon i budzimy budowniczego (podał numer na mapie to niech nie narzeka teraz!) Trafiamy na pewne trudności z zasięgiem, drugi telefon jednak daje rade i po długim dzwonieniu słyszymy zaspany głos Darka. Potwierdza, że mamy zebrać 14 PK i że jest błąd na mapie. Nie wnikamy jaki.
W ferworze telefonów do budowniczego przeoczamy jeden punkt. Nie chce nam się wracać, a że jest nadmiar, możemy sobie na to pozwolić. Przy PK 184 trafiamy na BePeKa. Znaczy jest dołek (nawet dwa jak być powinny), a lampionu brak. W żadnym z dołków nie ma, choć kilkaset metrów wcześniej lampionów kilka było. Szukamy, czeszemy, odmierzamy i wreszcie wpisujemy BePeKa. Czasu coraz mniej, więc lecimy „na zęby”. Podbiegamy. Chodzi o zęby stworka z mapy – polustrowane i pozamieniane miejscami. Intryguje nas zadanie „PK 191 – jaki to gatunek pomnika?” Obstawiamy że pewnie dąb. Okazuje się jednak, że to okazała sosna!
PK 191 - pomnik gatunku "sosna" |
Z powodu pominiętego na początku punktu musimy krążyć nieoptymalnie. Wreszcie zaliczamy ostatni punkt i zostaje zejściówka. Mamy ponad 2 km do mety (pewnie 2,5 km z miejsca gdzie jesteśmy) i jakieś 16-17 minut. Niebo powoli jaśnieje, a my truchtamy do mety. Jak pokaże GPS zrobiliśmy dzisiaj ponad 30 km, więc nie biegniemy tempem olimpijskim. Niestety, spóźniamy się o dwie minuty;-( Wszystko przez ten źle narysowany start na dojściówce!
Nasz nieoptymalny ślad coś ponad 23 km;-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz