Mapa była jakoś dziwnie prosta - jedynie dwa wycinki, z czego jeden zlustrowany, opis całkiem po ludzku - jak na możliwości autora dziwne..., baaaardzo dziwne.
To, że było łatwe oczywiście nie znaczy, że od razu ogarnęłam i już przy pierwszym punkcie stoczyliśmy z Tomkiem potyczkę na temat wyższości punktu po prawej nad punktem po lewej.
Poważnie? To lustro?
Wyszło na tomkowe, ale ja w lustrach to się zawsze gubię. Zrobiliśmy kilka punktów po drodze do bramy, a im bardziej w lustro, tym bardziej się odnajdywałam. Na zewnętrzu ośrodka stowarzyszyliśmy się z Zuzą i Darkiem, ale nie dlatego, że sobie nie radziliśmy, tylko po drodze nam było. Dla rozrywki urządziliśmy sobie wyścigi do lampionu, co skończyło się urwaniem kredki i szukaniem jej w trawie. Ale rozrywka była przednia:-)
Kredka znaleziona, można spisać kod.
Potem pozwoliliśmy naszym towarzyszom pójść przodem, bo Tomek musiał rozstrzygnąć poważną kwestię jednego z PK, który coś mu się nie podobał i była to chyba dwunastka. Kiedy z powrotem doszliśmy w okolice ośrodka, okazało się, że jesteśmy po niesłusznej stronie ogrodzenia, a do furtki w pieron daleko. A lampiony widać było przez siatkę i tak kusiły, kusiły... Przypomniało mi się jak za młodu człowiek śmigał przez płoty i myślałam, że nic się nie zmieniło od tego czasu. A tymczasem dupsko okazało się za ciężkie żeby je przerzucić na drugą stronę i jak niepyszna musiałam zejść z ogrodzenia.
Rozpaczliwa próba sforsowania płotu.
Poszliśmy więc dalej w poszukiwaniu dziury, o której poinformowali nas Zuza z Darkiem będący już po słusznej stronie.
Taka metoda jest bardziej adekwatna do naszego wieku.
Jak już zebraliśmy wszystko, co było do zebrania, pognaliśmy na metę i wykonaliśmy widowiskowy dobieg. Oczywiście zupełnie niepotrzebny, bo tym razem zmieściliśmy się w czasie. Ale przynajmniej pokazaliśmy nasze zaangażowanie.
Tuż przed metą.
C. D. N.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz