Mapa i wzorcówka.
Kiedy już wydawało się, że wszystko mamy ogarnięte, to wtrąciła się pogoda. Jak wcześniej było pogodnie i gorąco, tak akurat na weekend zapowiedziały się deszcze i co gorsza słowa dotrzymały. W niedzielę ze zgrozą patrzyliśmy w okno i odbieraliśmy maile od uczestników, że oni to jednak rezygnują. Cóż, my nie mogliśmy, bo jednak liczyliśmy na to, że ktoś przyjdzie. Z urzędu jeszcze w piątek pobraliśmy wieeelki namiot i w niedzielny poranek, w strugach deszczu, we cztery osoby usiłowaliśmy go rozstawić. Jak tylko skończyliśmy rozstawiać, deszcz zelżał.
Składanie było znacznie łatwiejsze:-)
Relację z trasy napisał Kamil, który pierwszy raz brał udział w MnO:
Pierwszy raz brałem udział w takim marszu. Około godziny 10:30 podczas startu padał lekki deszczyk. Najpierw na mecie dostałem potrzebne rzeczy, między innymi kompas, mapę (szliśmy trasą TFB ) i moim pierwszym zaskoczeniem była mapa. Otóż spodziewałem się że będzie to normalna mapa, lub zdjęcie satelitarne, z jakimi na co dzień mam do czynienia korzystając z google maps, z zaznaczonymi punktami do których trzeba iść. Otóż nie. Mapa była w kształcie piłki pociętej na 6 części i mało tego, że części nie graniczyły ze sobą w rzeczywistości, to jeszcze były poobracane względem siebie. Do tego każda mapa była innego typu. Na szczęście na największym jej kawałku było widać start, więc to głównie z niego korzystaliśmy.
Na początku szybko zorientowaliśmy się, że mapa ta częściowo pokrywa się z zdjęciem satelitarnym w punktach 62 i 72. Jako, że dookoła jezior glinek było dużo punktów do zdobycia, (duże ich stężenie na metr^2) postanowiliśmy się udać w tamtą stronę, a następnie iść po tym do części miasta znajdującej się za starymi torami i za niedawno powstałą Biedronką.
Jako swój pierwszy cel, jak zapewne wiele innych drużyn, obraliśmy położony przy starcie punkt numer 100. Tam pierwszy raz miałem okazje zobaczyć jak wygląda zdobywanie punktów. Trzeba było wpisać numer punktu z mapy i kod z kartki, a także zaznaczyć kredką kratkę w której się pisało. Teoretycznie powinniśmy napisać to kredką, jednak w praktyce byłoby to dosyć trudne gdyż raz, że kredka była mokra od deszczu, a dwa, że była gruba. Potem udaliśmy się do punktu 20. Następnie się zastanawialiśmy w jaki sposób obejść jezioro. Jest pewna zagadka w języku polskim, jak się powinno mówić. Jaś ugotował obiad, obiad został ugotowany. To oczywiste. Ale jak Jaś obszedł jezioro czy jezioro zostało…obszednięte? W każdym razie obeszliśmy, lub też okrążyliśmy jezioro, zdobywając najpierw punkt 70, potem 62 potem 60, 72 etc.
Gdzieś po drodze skorzystaliśmy z, że tak powiem, drogi w jedną stronę. Zjechaliśmy na stromym zboczu, które było mocno ubłocone. Nie było już opcji powrotu tą samą drogą. Brudni, ubłoceni ale szczęśliwi ruszyliśmy w dalszą drogę. Od czasu do czasu zaczęły się pojawiać zabudowania, a my wróciliśmy na start. Niestety, czas się nam zaczął kończyć, a my chcieliśmy jeszcze iść do miasta pozdobywać tam punkty i tak też zrobiliśmy. Przekroczyliśmy stare tory i znaleźliśmy pierwszą fotografię. Potem pokręciliśmy się po osiedlu i zebraliśmy wszystkie znajdujące się na nim punkty. W tym terenie było mi bardzo łatwo się zorientować. Przy okazji wskazaliśmy zagubionym kierowcą drogę do Wołomina, którzy nas o nią spytali zatrzymując się w pobliżu nas autem. Znaleźliśmy 4 z 7 miejsc na zdjęciach. Co ciekawe grafika oznaczona na mapie jako LO była namalowana sprayem na osiedlu w kilku miejscach.
Gdy zebraliśmy wszystkie punkty i byliśmy już sporo po czasie, powróciliśmy na miejsce startu, gdzie był poczęstunek między innymi dobrymi ciastkami oraz dostaliśmy dyplomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz