Lasek Bielański jest specyficzny, pomimo że położony w środku miasta. Sporo odkrytego terenu pośrodku, doły, nasypy i to całkiem wysokie wokoło. Krzaki także całkiem niezłe (nie do przejścia). Do tego należy dodać grudniową noc, bez śniegu i śladów, które ułatwiają nawigację. I tak oto mamy ostatni piaty etap Pucharu Bielan. Niby taki sprint, tylko 3,5 km i 35 PK.
Centrum zawodów - w środku lasku ale dobrze zaopatrzone |
Mokra droga prowadzi na start |
PK 2 za odkrytym terenem. Odkrytym, ale nie znaczy przebieżnym – cała polana jest poryta przez dziki – trzeba uważać na kostki i inne stawy.
Pomimo przeszkód terenowych idzie dobrze. Przebiegam polanę w tę i we w tę znajdując kolejne lampiony. Lekkie zawahanie dopiero przy PK 9, coś tam omijałem i nie wbiegłem czysto na PK.
Na końcówce dobiegu do PK 10 próbowałem ominąć krzaki, ale jak się okazało, z każdej strony było równie zarośnięte, szybciej byłoby po kresce;-(
Kolejne PK dawało się ścieżkami. Aż do PK 18 szło wszystko dobrze. Na PK 19, zamiast ciut (naprawdę niewiele) nadrobić ścieżką postanowiłem na azymut. Niby skala 1:4000 i wszędzie blisko… po chwili znalazłem jakąś ścieżkę – nie jest źle – myślę - zaprowadzi mnie prawie na sam punkt (ma być niedaleko od ścieżki po lewej). Najpierw w oddali widzę lampion po prawej za zakrętem – to może być PK 20. Coś mi błyska po lewej, lekko z tyłu. Lampion. Miał być dołek, a tu coś sporo tych dołków. Jest lampion – w dołku – dobra nasza. I kod chyba dobry, bo kończy się na 9. Lecę w kierunku tej dwudziestki co ją przed chwilą widziałem. Dopadam lampion, pikam chipem, patrzę na kod i coś mi się nie zgadza. Kod 53 to PK 25! Gdzie ja jestem? Już wiem – to co brałem jako PK 19 to był PK 9 –jeden miał kod 39, drugi 49, w nocy to prawie takie same kody!
Jak wiem, gdzie jestem - lecę dalej. Znowu idzie dobrze do PK 23. Biegnąc do PK 24 po pustym polu nie dostrzegam, że znajduje się on za wałem ziemnym. Szukam przed (tu jest jakaś ścieżka niezaznaczona na mapie) samotnego drzewa, ale nic tu nie ma. Aż zawracam z niedowierzaniem w stronę PK 23 i robię drugie podejście. Przez te moje manewry zaczynają doganiać mnie jakieś światełka. Do tej pory praktycznie biegłem sam – tak jak lubię. Teraz za plecami słyszę sapanie, widzę błyski świateł.
Na PK 25 już byłem, więc łatwiej mi go znaleźć. Dalej ścieżka na PK 26 - po ciemku nie rozróżniam co to jest. Wydaje mi się, że szczyt górki, więc biegną na szczyt. Ale tam nie ma lampionu! Przyglądam się dokładniej – jednak chodzi o wgłębienie w terenie. W efekcie tego manewru prześciga mnie spora grupa biegaczy;-(
We znaki daje się PK 29. Zielone na mapie to rzeczywiście nieprzebieżne, a wręcz nieprzechodnie zarośla. Wydostać się z nich po ciemku jest naprawdę sztuką!
Po doświadczeniach z krzakami końcówkę staram się robić po drogach. No cóż, wynik nie jest rewelacyjny – przy sprintach te kilka minut szukania tu i tam daje wymierne efekty w postaci sporego spadku w klasyfikacji. Najważniejsze jest to, że przeżyłem i w kompletnym stanie mogę wkroczyć w nowy 2025 rok :-)
Już po biegu. Przeżyłem! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz