Na Wawel Cup czekamy cały rok i jest to zawsze główny punkt programu naszego urlopu. Na Jurę, do Rzędkowic, przyjechaliśmy już w poniedziałek i od razu po zakwaterowaniu się pojechaliśmy na Pustynię Siedlecką. Do tej pory nawet o niej nie słyszeliśmy, więc byliśmy ciekawi czym różni się od Błędowskiej. No, różni się głębokością zapadania się w piasek. Od razu zrozumieliśmy, że piątkowy Desert Dessert nie będzie łatwy.
We wtorek od rana czekaliśmy na Model Event i co chwilę sprawdzaliśmy pogodę, bo akurat na czas biegania zapowiadano deszcz. Dobrze, że chociaż ciepło było, a nie jak na Model Evencie Spring Cup. Trening odbywał się na Zamku Ostrężnik, co to tego zamku wcale nie ma, zresztą i tak nie biegaliśmy w miejscu, gdzie hipotetycznie kiedyś był.
Pierwszy punkt od razu z grubej rury na szczycie. Za grosz nie miał sumienia autor tego treningu, nic, a nic! Podejście dość konkretne, więc szłam sobie powoli, szczególnie, że bardziej zależało mi na trafieniu niż wyprzedzeniu kogokolwiek. Po chwili dogonił mnie Tomek i poleciał dalej.
Na punkt trafiłam bezproblemowo i równie dobrze szło aż do piątki. Za dużo tych skał było przy piętce i zanim wynalazłam tę konkretną dobrze się nabiegałam dookoła. Ale nie żałuję, bo skałki piękne, to sobie przynajmniej obejrzałam je z każdej strony.
Poszukiwania piątki.
Kolejna skucha nastąpiła przy siódemce. Lampion stał w wąskiej, malowniczej szczelinie i po podbiciu wyszłam z drugiej strony, żeby skręcić na wschód. Okazało się, ze roślinność skutecznie uniemożliwia ten manewr, wycofałam się wiec rakiem i spróbowałam od drugiej (czy raczej pierwszej) strony. Tu z kolei miałam do ominięcia jedną skałkę, drugą i tak szłam, że nawet trzecią. W sumie dobrze mi się szło po poziomnicy, a że trochę naokoło? Na ósemkę weszłam po drugiej próbie, bo coś mi się za daleko poszło.
Do ósemki trochę naokoło.
Dziewiątka pokrywała się z jedynką, a przy dziesiątce czekał Tomek i widziałam go już z daleka, z góry.
Jak najszybciej na metę?
Od dziesiątki praktycznie goniłam Tomka, który gnał do mety, żeby nakrecić mój powrót. Dałam mu fory, żeby zdążył, bo filmik musi być przecież.
Wnioski z treningu? Jeszcze trochę pamiętam jak się nawiguje wśród skałek, więc nawet jak się trochę zgubię, to raczej ogarnę gdzie jestem, za to kondycyjnie - klapa. Ale cóż - tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Jakoś to będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz