Nie wyrabiam. Normalnie nie wyrabiam na zakrętach, jest za gorąco nawet na pisanie, a do tego zaczął się sezon na przetwory.
"Spieszę" donieść, że dawno, dawno temu, we środę odbył się kolejny - trzeci etap Szybkiego Mózgu i oczywiście partycypowaliśmy. Fajnie, że mieliśmy blisko, po naszej stronie Wisły, na Pradze Północ.
Do bazy zawodów musieliśmy kawałek podejść, bo nie było gdzie zaparkować.
Przed startem właściwym można było jeszcze wziąć udział w mikro BnO po terenie Ogniska "Praga" i nie omieszkaliśmy skorzystać. Mogło by się wydawać, że jeśli wszystkie punkty są w zasięgu wzroku, to będzie łatwiej, ale okazało się, że wcale nie.
Start mikro BnO.
Przed startem wypatrzyłam sobie dwa pierwsze punkty i wydawało mi się, że ho,ho jak ja to pobiegnę. Z pierwszym nie miałam oczywiście problemów, ale przy drugim już się zawahałam czy to ten, bo wokół były też inne lampiony.
Malowniczy PK 1
Przy kolejnych punktach asystowała mi jakaś dziewczynka, która albo mówiła mi gdzie mam dalej biec, albo czekała gdzie pobiegnę i leciała za mną. Trochę mi z tym było dziwnie, ale nic nie mówiłam. Co jej będę psuć zabawę.
Tomek z kolei to tak się rozpędził, że ominął jeden punkt, a potem pobiegł trasę drugi raz. Normalne oszustwo! Nie gadam z nim!
Potem poszliśmy na start etapu właściwego. Tradycyjnie ja ruszyłam pierwsza, żeby Tomek mógł się wykazać reżyserskimi zdolnościami. Pobrałam mapę, podbiłam start i ruszyłam...
Tak z minuta po starcie.
Za linią startu jakoś mnie zamurowało i nie byłam w stanie zrobić ani kroku dalej. Nic, ale to nic mi się na mapie nie zgadzało z otoczeniem. Jak podpowiedział mi już w domu, po powrocie, Tomek - trójkącik startowy nie był jednakowoż w miejscu odbijania startu, tylko kawałek dalej, a ja po prostu nie zbliżyłam się nawet do niego. W sumie więc nie dziwne, że ciut się nie zgadzało. Stałam tak i stałam, w końcu zrobiło mi się głupio i postanowiłam pójść gdziekolwiek
Kiedy już zeszłam z oczu obserwatorów, wzięłam się w garść i w końcu wykoncypowałam przybliżony kierunek natarcia, a jednocześnie obserwowałam, czy ktoś jeszcze biegnie w tę samą stronę. Biegli, więc uznałam, że jest OK, co po chwili potwierdził wiszący lampion. Ufff... Pierwsze koty za płoty.
Ciąg dalszy był już łatwiejszy, bo nigdzie nie zgubiłam się na amen, ale warianty wiele razy miałam mało optymalne. W plątaninie zaułków ciężko było wybrać najszybsze przejście, bo na tyle rzeczy na mapie trzeba było zwracać uwagę, że w końcu wolałam często lecieć naokoło, ale z pewnością, że nie zatrzyma mnie jakaś ściana, czy zamknięta brama. Specjalną atrakcją były spotkania z rdzenną ludnością, która to ludność bądź rzucała w moją stronę groźby karalne, bądź koniecznie chciała pomóc, nawet wbrew mojej woli.
W końcu udało się zaliczyć całą trasę, a na dobiegu do mety jeszcze ścigałam się z Anią, dopingowana przez Tomka. W sumie jeszcze bym kiedyś pobiegała na Pradze, bo to było bardzo ciekawe doświadczenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz