wtorek, 17 czerwca 2025

Trening w Sulejówku, czyli nie jest dobrze.

Od Bukowej Cup nie biegałam na orientację, a i bez orientacji chyba tylko raz, więc uznałam, że pora zacząć trenować przed Wawel Cup, który tuż, tuż. No to w związku z tym w ubiegły czwartek dałam się namówić na wypad na trening do pobliskiego Sulejówka. Miały być krótkie i łatwe trasy dla dzieci i "normalne" dla regularnych bno-wców.
Sprężyliśmy się po pracy i na start dotarliśmy na 17.30 - tak, jak było napisane w informacjach o zawodach. Tymczasem na sulejowskich Gliniankach zastaliśmy... No, właściwie nic nie zastaliśmy, bo organizatorzy byli jeszcze w totalnej rozsypce. Ale nic to - teren dostarczał tylu innych atrakcji, że było się czym zająć i przyjemnie zrelaksować przed biegiem.

Mini park linowy - akurat mój poziom.

Po rozrywce na chybotliwych drabinkach obejrzeliśmy sobie start, który w międzyczasie ustawili organizatorzy.

Przymiarka do startu.

I jeszcze strzeliliśmy sobie pamiątkowego selfika.
 
 To my. W tle instruktaż dla nowicjuszy.
 
Wreszcie wszystko było gotowe i ruszyłam na pierwszy punkt. Punkt blisko, w lasku, za zakrzaczoną dziurą. Podbiłam i już miałam lecieć dalej, ale zatrzymał mnie jakiś dzieciak. 
- Pomoże mi Pani? Gdzie mam teraz biec?
I jeszcze tak patrzy i patrzy w oczy z nadzieją, że coś poradzę. No to co było robić? Obejrzałam jego mapę, ustaliłam kierunek, pokazałam, w którą stronę i dopiero ruszyłam.
Punkt drugi na boisku, na trybunach. Już raz tam kiedyś był, a ponieważ wtedy mnie totalnie skołował i długo go rozgryzałam, więc teraz miałam bardzo dobrze zakodowane co i jak. Poleciałam, podbiłam, odwróciłam się i zobaczyłam Tomka. Stał w połowie trybun i wydawał się z lekka zdezorientowany.  No coś mu się popitoliło i był przekonany, że lampion ma wisieć w połowie trybun, a nie na końcu. Pokazałam palcem gdzie i ruszyłam na trójkę. Gdybym nie była ślepotą, to pewnie zauważyłabym na mapie drugie wyjście poza teren boiska, znacznie skracające drogę na trójkę. Ponieważ jednak nie zauważyłam pobiegłam naokoło. Czwórka znowu na terenie należącym do boiska i w efekcie biegałam wzdłuż ogrodzenia kilkakrotnie jak jakaś szurnięta. 
 
 Tam i z powrotem. Tam i z powrotem.
 
Piątka i szóstka stały w nieco dzikszej części parku, w krzaczorach, a siódemka była w zupełnie przeciwległej części mapy. Ponieważ po drodze była alejkowa część trasy, blisko startu, więc znowu kilkakrotnie ratowałam początkujących zawodników, bo przecież dziecku nie odmówisz. Ponieważ czas przestał już mieć znaczenie, a do tego odwykłam od biegania i ciężko mi to szło, więc w zasadzie odpuściłam i dalej leciałam sobie już tylko rozrywkowo. Tak prawdę mówiąc to chwilami nie było tak do końca rozrywkowo, bo z nawigacją strasznie słabo mi szlo. Niby się nie gubiłam, ale ile musiałam nagłówkować, żeby gdziekolwiek trafić.... Regres totalny.
Tak długich przebiegów jak z szóstki na siódemkę już nie było, za to pomocy zdarzyło mi się jeszcze  udzielać. Truchtałam już całkiem lajtowo podbijając mozolnie kolejne punkty, a było ich aż dwadzieścia. Do niektórych biegłam lepszym, do innych gorszym, a czasem głupim wariantem, ale grunt, że skutecznie.

W drodze na PK 20 - ostatni.
 
I szczęśliwie dobrnęłam do mety.
 
Dobrze, że to był tylko trening, a nie poważne zawody, to mogę sobie wmawiać, że mniejszy obciach. Trzeba jednak trenować, nie obijać się.

Gps tak średnio sobie poradził - dostosował się do mnie:-)

niedziela, 15 czerwca 2025

Korona Mazowsza E1 - czyli coś mi nie idzie

Późna wiosna to sezon na BnO. Zaczynają się te najważniejsze imprezy sezonu, a na doczepkę przypominają się te bardziej kameralne, takie w środku tygodnia, gdzie nie ma kategorii wiekowych, a pojawiają się trasy „Zuchwali” lub „Chojrak”. Jedną z takich imprez jest Korona Mazowsza. Nazwa pochodzi nie od korony, tylko Kornowirusa, kiedy wbrew wszelakim ograniczeniom biegi na orientację mnożyły się niczym króliki… 

Etap 1 – Jezioro Zapadliska. Niby teren znany, ale bunkry i sosnowy las zawsze fascynują. Renacie nie chciało się, więc pojechałem sam. 

Ostatni raz gdy biegaliśmy na tym terenie meta była „w środku jeziora” – no może niezupełnie w środku, ale na sucho jej się odbić nie dało. Dodam, że była to jakaś zimna pora. 
Dzisiaj jednak wychłodzenie nie groziło – ciepło, choć zaczynało się chmurzyć i wieczorem miało porządnie popadać. 
Jak zwykle zapisałem się na najdłuższa trasę „Chojrak”- 6,8 km, 26PK. Do startu ze sto metrów, nie to co na BukowaCup;-) 

Ruszyłem. Pierwszy PK – schowany w trzcinach. Lekko wilgotno pod nogami, bo brzeg jeziorka/bagniska. PK 2 i PK 3 prawie na pamięć. PK 4 po drugiej stronie jeziora. Aż kusiło po kresce przez wodę, ale to dopiero początek i nie ma co się od razu moczyć. Obiegłem. 

Po PK 5 zaczynają się młodniki – to typowe w tym terenie. Idzie dość dobrze. Błędy niewielkie, choć mocy w nogach nie ma;-( 

Problem zaczyna się przy PK 16. Ani nie widzę charakterystycznego drzewa, ani lampionu w obniżeniu, sporo ściętych drzew leży na ziemi. Słowem nic mi się nie zgadza i błąkam się trochę nieporadnie. Wreszcie znajduję lampion – w gęstwince, której brak na mapie – na mapie jest tylko biały las i polanka. Ze dwie minuty w plecy. Do PK 16 ścigam się z Marcinem Krasuskim. Na początku nawet go wyprzedzam, ale wiadomo Marcin ma znacznie dłuższe nogi… 

Moje błąkanie się przy PK16
Prawdziwa tragedia zaczyna się przy PK 22. Na bunkrach. Biegnę sobie azymutem, ale nie jestem pewien czy dokładnym azymutem, czy tak na oko. Widzę w pobliżu górkę z bunkrem, to na wszelki wypadek ją przeszukuję. Oczywiście to nie ta górka i minuty straty. Na kolejny bunkier PK 23 także nie trafiam od razu. Widzę jakieś obok azymutu, to je przeszukuję. Na mapie są oznaczone jako studnie… Ale to nie to – szukam dalej, oglądam każde wejście do podziemi. Choć wydruk z chipu mówi, że PK 23 nie podbiłem – moja pamięć mówi, że coś podbijałem jako PK 23, ale ponoć chipy nie kłamią… Ale jak nie patrzeć, czasu na tych trzech PK straciłem co nie miara – aż wstyd. 

Tragedia czyli PK22-24
Końcówka poszła już normalne. Przy mecie lekko wdepnąłem w wodę, bo lampion wisiał na pniu nad wodą. 
Przy odczycie wyników- zdziwienie: MP – ten PK 23. Gdybym miał wszystkie PK czas nie byłby rewelacyjny przez te błądzenie na bunkrach i PK 16. Ale cóż przynajmniej sobie potrenowałem. I zdążyłem przed deszczem, bo rozpadało się, gdy zacząłem podbiłem metę;-)

Ja, mokra meta i początek deszczu