poniedziałek, 27 listopada 2023

Za szybko dobiegłeś....

Miałam pisać relację z Nocnych Manewrów, ale wydarzyło się coś tak niespodziewanego, coś tak wręcz absurdalnego i nie do pojęcia, że wesoła relacja to ostatnia rzecz o jakiej myślę.
Dzisiaj zmarł Andrzej Krochmal. 
Ja dopuszczam myśl, że ludzie odchodzą - najbliżsi, znajomi, obcy... Ale akurat w przypadku Andrzeja jakoś wydawało mi się, że on jest takim stałym, niezmiennym i wiecznym fundamentem imprez na orientację. Jak to możliwe, że już Go nie spotkamy w lesie, że nie zorganizuje swoich imprez, że nie przyjedzie na nasze?
Nie umiem tego przyjąć do wiadomości.


wtorek, 21 listopada 2023

Trening ZAZU Tour na zbudowanie formy.

W sobotę zaczęliśmy budować formę na Nocne Manewry. Najwyższy czas, bo to już w najbliższą sobotę! 
Ja budowałam formę na trasie 2,7 km, a Tomek to już całkiem zaszalał, bo na trasie 6,9 km. Zasadniczo był to trening ZAZU Tour na Górkach Radzymińskich.
Rany, jak ja strasznie dawno w niczym nie startowałam. Nawet trening był dla mnie atrakcją.

 
Kierownik imprezy?

Udało się nam nie zapomnieć kompasów i czipów, znaleźliśmy start i mieliśmy nadzieję, że jeszcze pamiętamy jak poruszać się w lesie.  A las był wyjątkowo piękny - przyprószony świeżym śniegiem, niemal bajkowy. Co prawda trochę przerażała mnie wizja biegu na azymut pod tymi gałązeczkami, co to tylko tknąć, a już spada na głowę masa śniegu, ale mapa mówiła, że drogami to się nie nabiegamy za bardzo.

Przed startem.
 
I poszła...

Do jedynki prawie trafiłam, tylko ciut mnie zniosło w prawo. Na szczęście spotkałam Tomka  i nakierował mnie te parę metrów w bok. Gdybym od razu wiedziała, że mamy wspólny punkt, to w ogóle poczekałabym na niego:-)

Szukaj!

Po jedynce już odnalazłam kreskę łączącą punkty i twardo się jej trzymałam. No dobra, trochę pomagały wydeptane ścieżki oraz kilka osób przede mną, które ewidentnie robiły tę samą trasę. Ale oczywiście i tak pilnie śledziłam mapę i wskazania kompasu. Taka sielanka trwała aż do punktu piątego. Tak po prawdzie to niemal do samej szóstki szło dobrze i nagle kawałeczek przed punktem ciut odbiłam w lewo (no bo jak zawsze znosi w prawo, to trzeba skorygować, nie?) i rozminęłam się z lampionem. A jak się już rozminęłam to tak sobie szłam, szłam (bo biegać to już nie miałam siły) aż doszłam do drogi i skrzyżowania. Dopiero stamtąd namierzyłam się na nowo i już poszło dobrze.

Z szóstką rozminęłam się o mały kawałeczek.
 
Po szóstce znowu odnalazłam zagubioną wcześniej kreskę (oraz wydeptaną ścieżkę) i ruszyłam dalej. Problem pojawił się przy piętnastce. Byłam już blisko punktu, kiedy przebiegający inny zawodnik poinformował mnie, że  mam na azymucie punkt z kodem 101. W pierwszej chwili się ucieszyłam, że dobrze idę, ale po spojrzeniu na mapę przeszło mi - jak wół miałam 111. Kolega też szukał 111, więc jak to cielątko ruszyłam za nim. Po chwili spotkałam kolejne osoby szukające i jeszcze kolejne. Miałam nadzieję, że jak ktoś w końcu znajdzie, to da znać. W międzyczasie natknęłam się na kolejny punkt - szesnastkę, więc cóż prostszego jak namierzyć się od niego? A kiedy byłam już przy piętnastce ktoś rozkminił, że kod 101, to jest właśnie 111 (dopisane drobnym druczkiem) i zupełnie niepotrzebnie tyle czasu łaziliśmy po okolicy.

 
Trzeba czytać drobne druczki:-)

Z piętnastki po własnych śladach do szesnastki, a potem to już zostały tylko dwa punkty i meta. Łatwizna. 
No i jaką formę zbudowałam w międzyczasie. Fakt, głównie psychiczną, ale podobno wszystko siedzi w głowie.

Cała trasa.

poniedziałek, 20 listopada 2023

ZZK z urwaną nóżką

Bukowiec - teren tradycyjnie obiegiwany na treningach ZZK. Renata „znowu” odmówiła biegania po lesie, a ja postanowiłem sprawdzić jak tam czuje się moja noga po miesiącach odpoczynku. Pogoda iście wiosenna. Cieplutko, słonecznie…. 

Na starcie tradycyjne, jak na taką pogodę, zagęszczenie ludu wszelakiego.

 

Na starcie
Pik-pik i w las. Po kresce do PK 1. Lampion był dopiero w trzecim dołku, ale udało się trafić;-) Na PK 2 daleki przebieg ale prawie po kresce, bo na kresce były dołki, zagłębienia i inne charakterystyczne elementy. Zresztą sam lampion na górce i charakterystycznym drzewie, ciężki do przeoczenia. 

W takim lesie to aż chce się biegać...
Do PK 4 jak głupi przedzierałem się przez krzaki. Może nie aż tak gęste jak na mapie, ale zawsze to spore utrudnienie… a można było drogą. Zresztą zniosło mnie lekko, więc i tak trafiłem na drogę, ale już tuż obok lampionu. Kolejne kilka punktów bez historii – biegłem i punkt się znajdował. No, może PK 7 – ukryty w ukrytym rowie, ale tu nakierował mnie w ostatniej fazie widok osób wychodzących z punktu. 

Do PK 11 daleko i już zaczynałem czuć przetrąconą nóżkę. Przez to chyba mnie co nieco zniosło, ale zielony młodnik widoczny był z daleka i dawało się jakoś trafić rozglądając się w około. 

"Klubowy" PK 15 z kodem 44
Gdzieś tam koło PK 26 pojawiła się Sylwia. Co tu dużo mówić – dziewczyna biega szybciej niż potrafią moje kulawe nogi. Po PK 25 straciłem ją z oczu. Jakie było moje zdziwienie kiedy na mecie pojawiła się ładny kawałek czasu za mną! Niestety, w ogólnym wyniku i tak miała lepszy czas niż mój.