wtorek, 19 września 2023

Warszawska Mila, czyli powrót do lasu w stylu mistrzowskim.

Po szybkomózgowym rozruchu w mieście nadeszła pora, by po długiej przerwie zmierzyć się z lasem. Nie żałowaliśmy sobie i od razu stanęliśmy do konkurencji o tytuł Mistrza Mazowsza w biegu średniodystansowym. A co? Ja to w sumie najbardziej lubię wszelakie mistrzostwa, bo wtedy zawsze w bazie jest kibel i nie trzeba latać po krzakach. To znaczy latać po krzakach na ogół trzeba, ale  w innym celu.
 
Prawdziwe mistrzostwa.
 
Bieg odbywał się w Puszczy Białej w okolicy Tocznabieli (jak ktoś wie gdzie to jest). W mojej kategorii wiekowej startowały nas 4 sztuki, więc żeby załapać się na podium trzeba było ciut się wysilić. Trasa jak na bieg średniodystansowy krótka, bo tylko 3 km z hakiem, ale wiadomo - my już staruszki, więc dla nas wystarczy:-) Do tego całe 11 punktów.
 
W oczekiwaniu na start.
 
 
I ruszyłam.

Startowałam jako ostatnia w swojej kategorii, zaraz za Becią. Już od startu trzeba było biec na azymut, no to tak zrobiłam i poleciałam po kresce, bo las był przebieżny. Przed punktem dogoniłam Beatkę i razem podbiłyśmy jedynkę. W drodze na dwójkę coś ją straciłam z zasięgu wzroku, ale spotkałyśmy się znowu przy dwójce. Do trójki już ruszyłyśmy razem i po chwili dogoniłyśmy Paulinę, która startowała jako pierwsza. 
- No fajnie, fajnie tak doganiać konkurencję - pomyślałam i od razu los mnie pokarał - zaczęły się wydmy, a ja po niepłaskim, to tak średnio. Jeszcze do piątego punktu nadążałam za dziewczynami, ale między piątką a szóstką zaczęłam zostawać w tyle. A potem one poleciały i tyle je widziałam. 
Moja rezerwa siłowa się wyczerpała i zaczęłam przemyśliwać, czy sobie nie przycupnąć na jakimś pniu i nie odpocząć. Wlekłam się dalej tylko dlatego, że nie znalazłam odpowiedniego siedziska. Dobrze przynajmniej, że nawigacyjnie szło mi świetnie i poruszałam się niemal po liniach prostych od punktu do punktu, bo gdybym się jeszcze do kompletu zgubiła, to już w ogóle przekichane. Do mety to już ledwo doszłam, nawet nie próbując biec i jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że tak całkiem ostatnia to nie byłam. Nie żeby była w tym jakaś moja szczególna zasługa, ale zawsze miło.
Wieczorem odbywał się etap nocny, ale my już odpuściliśmy. Po ciemku nie lubię, zresztą dwa biegi w jeden dzień, to nie na moje możliwości. Powrót trzeba sobie rozsądnie dawkować.
 
 
Cały przebieg, nie ukrywam - dumna jestem:-)
 

wtorek, 12 września 2023

Szybki Mózg na Grochowie

Lato minęło, pokończyły się wszystkie mistrzostwa wszystkiego i zaczęły wracać lokalne imprezy. Jako pierwszy wystartował Szybki Mózg. Tomek wciąż nie powinien biegać, ale miałam nadzieję, że przynajmniej zawiezie mnie na zawody, zwłaszcza że miały być stosunkowo blisko. Ale Tomek jak to Tomek - od razu zapisał się na najdłuższą trasę, bo co tam noga, najwyżej będzie boleć. Ja za to obniżyłam loty i zamiast tradycyjnie na zuchwałych, zapisałam się na odważnych. Po tak długiej przerwie jakoś nie miałam ochoty się zbytnio męczyć.
 
 Przed startem.
 
Trochę bałam się czy jeszcze pamiętam co się robi z mapą, czipem i kompasem, ale próba nie strzelba.
Moje obawy okazały się zupełnie bezpodstawne - od razu po wzięciu mapy w rękę wiedziałam co robić i nie miałam ani chwili zawahania.
 
 Start.
 
Po mieście w sumie biega się łatwo, wystarczy mieć dobry wzrok i szybkie nogi i sukces murowany. Ja akurat nie mam ani jednego, ani drugiego, więc zamiast sukcesu miałam radochę i satysfakcję. 
Jeszcze przed startem myślałam, że pewnie część trasy przejdę, a nie przebiegnę, ale o dziwo, udało się przetruchtać całość. Nawigacyjnie też było spoko. No, może przebieg z siódemki na ósemkę był trochę idiotyczny, ale jakiś błąd w końcu trzeba popełnić.

Nie wiem po co leciałam tak naokoło.

A po biegu nadrabianie zaległości towarzyskich z całego lata. Fajnie znowu zobaczyć te biegackie gęby:-)

I koniecznie pamiątkowa foteczka!


Cały przebieg.