wtorek, 24 kwietnia 2018

Dwieście procent normy

A tak z innej beczki - zapisaliśmy się na Bieg Konstytucji. W sumie to namówił nas Krzysztof, a sam pięknie się wymiksował z udziału:-) W ramach przygotowań wybraliśmy się na trening organizowany co czwartek przez Aktywną Warszawę, żeby zobaczyć jak powinno się trenować oraz żeby zrobić sobie test FMS, który informuje o potencjalnym ryzyku kontuzji.
Zaczęło się od "roztruchtania" jak to określiła dziewczyna prowadząca trening. Nooo, po tym roztruchtaniu to ja już padałam na pysk, a tu okazało się, że to nawet nie była jeszcze rozgrzewka. Rozgrzewkę zrobiłam już z wywieszonym jęzorem i na rezerwie, oszukując na co drugim ćwiczeniu.  Kiedy już miałam się położyć i spokojnie sobie umrzeć, okazało się, że teraz dopiero rozpocznie się trening właściwy. Ponieważ byłam ciekawa tego treningu, to umieranie odłożyłam na później. Trening polegał na przebiegnięciu 10 razy ośmiusetmetrowego odcinka, z przerwami na dwustumetrowe odcinki truchtu. 

Tak dla przypomnienia - to co oni tam nazywają truchtem, to jest mój bieg na jakieś 80 % możliwości.  Po dwóch  odcinkach poddałam się, ale chytrze wymyśliłam, że pójdę na test, żeby nie było, że nie daję rady. Na teście trzeba było zrobić siedem ćwiczeń, z których część mi wyszła bardzo dobrze, część dobrze, a na dwóch całkiem poległam. Ostatecznie osiągnęłam wynik 17 punktów na 21 możliwych. Wynik poniżej 14 oznacza, że lepiej nie wychodzić z domu, bo człowiek się rozsypie, powyżej - nie jest źle, a im więcej punktów, tym lepiej. No to ze mną wbrew pozorom nie jest tak źle.
Gorzej jest z Tomkiem, bo osiągnął tylko 15 punktów i nie wiem, czy w ogóle puszczać go na jakieś zawody, żeby mi nie wrócił jako inwalida. Na razie co wieczór staje na "karnym jeżyku" i ćwiczy równowagę.

Po teście przebiegłam dla przyzwoitości jeszcze jedno ośmiosetmetrowe okrążenie, a potem okazało się, że to wcale nie koniec. Bo teraz mieliśmy biegać jeszcze szybciej, tylko na krótszym odcinku. Według polecenia - sto metrów na 80% możliwości. Ja to chyba musiałabym lecieć na dwieście procent, bo osiemdziesiąt, to było u mnie "roztruchtanie":-) Parę razy przeleciałam się aż do wyplucia płuc i wreszcie doczekaliśmy się rozciągania i końca treningu. Całość trwała dwie godziny.
Kurcze, my do tej pory wychodziliśmy pobiegać pół godzinki i myśleliśmy, że robimy trening, a tu się okazało, że to było tylko roztruchtanie...
Jak żyć, Panie Premierze? Jak żyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz