czwartek, 20 września 2018

Finałowe Rodzinne

Rodzinne następowały w tym roku tak szybko runda po rundzie, że w międzyczasie nie było kiedy się nawet podrapać. Ledwie zakończyła się trzecia, już trzeba było myśleć o czwartej. Tym razem musieliśmy się umiejscowić ze startem gdzieś w centrum miasta, bo mieliśmy być częścią Dni Zielonki. Uznawszy, że okolice stacji kolejowej, Urzędu Miasta i OKiS-u będą idealne, wybrałam miejsce tuż za budką z biletami, na skraju Dębinek. Tylko gdzie stamtąd puścić ludzi??? Jak nic wychodziły etapy po mieście. W akcie desperacji spenetrowałam jeszcze nieużytki i lasek ciągnące się wzdłuż torów, nowopowstałe osiedla przy lasku, nową ścieżkę rowerową wzdłuż rzeki Długiej i uznałam, że co prawda szału nie ma, ale trasę da się zrobić. I kiedy już wybrałam punkty i zaczęłam myśleć o mapie okazało się, że Dni Zielonki obsunęły się o tydzień i imprezę mogłam zrobić w dowolnym terenie. Na szczęście już byłam zaprzyjaźniona z wybraną trasą i w sumie nawet ją polubiłam:-)
O ile wizja map szybko zalęgła mi się w głowie, to już z techniczną stroną wykonania mi nie szło. No, czasem tak mam. Na szczęście Tomek zlitował się nade mną i imprezą i powycinał mi odpowiednie elementy z różnych map, a reszta to już pestka. Do czwartku przed imprezą mapy były gotowe. Ponieważ obie kategorie szły tą samą trasa, a do tego część punktów była zdjęciowa, więc do rozwieszania mieliśmy stosunkowo niewiele lampionów, z czego większość dostępna z samochodu. Czyli pełen luksus. W sobotę rano załatwiliśmy to raz dwa i na spokojnie mogliśmy zakładać bazę, czyli stolik pod chmurką:-)

Pierwsze zespoły już głowią się nad mapami.

Tradycyjnie na ostatnią rundę było najwięcej zgłoszeń i na trasę wypuściliśmy ponad siedemdziesiąt osób. I nawet specjalnych zatorów nie było przy rejestracji i wydawaniu map. Pełen sukces organizacyjny:-) Sukces to w zasadzie zawdzięczamy Zuzi M., która ogarnęła cały sekretariat i to mając na stanie jedną jedyną czynną rękę. Zuch dziewczyna!
Zgodził nam się także bilans wyjść i powrotów, czyli nikt nie zaginął na trasie. Mało tego, od punktu do punktu szli jak po sznurku i mieliśmy duży wysyp pierwszych miejsc. Jak nic za prostą mapę zrobiłam.

Na trasie.

Najtrudniejsze jednak było wciąż przede mną - podsumowanie całego cyklu, czyli przemowa (nie nadaję się do tego) i wręczenie dyplomów i nagród (czy to się da tak zrobić, żeby przynajmniej większość była zadowolona?). Ostatecznie coś tam naplotłam jak Piekarski na mękach, a wewnątrzrodzinne ustalenia która nagroda będzie najfajniejsza w żadnym z przypadków nie zakończyły się awanturą wymagającą interwencji.

Przystępujemy do części oficjalnej.

Na koniec i my zostaliśmy obdarowani upominkami od Burmistrza (dziękujemy!), potem sprawnie pozbieraliśmy lampiony i … nie, wcale nie odpoczywaliśmy - zajęliśmy się przygotowaniami do Niepoślipki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz