wtorek, 14 czerwca 2022

Szybki Mózg na biegowym luzie.

Przed Szybkim Mózgiem Tomek postanowił spalić dom. Nie do końca mu się udało spalić, ale rozstrój nerwowy i u mnie i u niego wyszedł znakomicie. W drodze na start, kilkaset metrów od domu, zauważył, że nie wziął pasa piersiowego od zegarka. Trudno, będzie bez pomiaru. Po kilku kilometrach okazało się, że ja nie wzięłam ani kompasu, ani czipa. Trudno - może uda się pożyczyć od organizatorów. Już na miejscu okazało się, że impreza jest następnego dnia i nie było co przyjeżdżać dobę wcześniej. Oooo, a to ciekawe! Żeby nie to, że musieliśmy wrócić po zapomniane rzeczy, to może i zostalibyśmy, bo z parkowaniem był straszny problem, a do następnego dnia jakoś by się udało. Po krótkiej naradzie jednak wróciliśmy.
Następnego dnia już bezproblemowo zgromadziliśmy i zabrali wszystkie potrzebne akcesoria, jedynie z parkowaniem pozostał problem i trzeba było kawałek podejść.
 
 Idziemy w stronę biura zawodów.
 
Pomna swojego wyczerpania po poprzednim etapie, postanowiłam tym razem spokojnie przetruchtać dystans i nie bawić się w żadne wyczyny i wyścigi. Zresztą ostatnio temperatury i tak nie pozwalają na szybsze bieganie, bo człowiek jest zmęczony od samego życia, to gdzie tam sobie jeszcze dokładać obciążeń.

Spokojny start
 
Biegaliśmy po znanym terenie, więc nie stresowałam się, że się zgubię, bo do domu umiałam stamtąd dotrzeć. Trasa okazała się łatwa nawigacyjnie, wystarczyło biec z punktu na punkt i tyle. No dobra, z piętnastki na szesnastkę trzeba było podjąć decyzję czy obiegać jezioro od północy, czy od południa. W sumie to do dziś nie wiem, która opcja była lepsza - jak dla mnie porównywalne.
Na metę dobiegłam spokojnym krokiem, niespecjalnie zdyszana, pełen luzik. Po tym luziku w  wynikach oczywiście szału nie ma, ale w końcu nie o to chodziło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz