Sponsorem kolejnej, czwartej edycji 360 Wariantów był deszcz. Może nie jakiś ulewny ale zawsze. Ciemno zimno i mokro. Do tego bieganie częściowo po „lesie”.
Pierwsze wyzwanie jakie stanęło przed uczestnikami to zaparkować. Teren osiedlowy oblepiony wręcz autami mieszkańców o tej porze. Byli tacy co zaparkowali na parkingu P+R i zaliczyli skakanie przez płot (bo po co robić dojście do parkingu od strony osiedla). Mnie akurat udało się zaparkować prawie przy starcie.
Pobrałem mapę, odłożyłem ciepłe ubranie do auta i ruszyłem w trasę. Mapa jak zwykle dla tych co mają młode oczy. Jak budowniczy będzie miał moje lata to pewno zmieni podejście do rysowania tych kółek i linii na mapie: kółka „małe”, kolory kółek ciemnawe – w nocy ciężko jest cokolwiek dojrzeć.
Ruszam na jedynkę i…. przebiegam ją. Dawno nie biegałem na mapie 1:4000, a nie dojrzałem gdzie jest środek kółka...
PK2 na „górce” ale dostrzegam poziomnice dopiero wbiegając na górkę (ech te oczy).
PK3 za to przy chodniku. PK4 to pierwsze leśne wyzwanie – na azymut w lesie dość gęstawym poszukiwanie dołka. Prawie trafiłem, a budowniczy litościwie powiesił odbłyśnik powyżej poziomu gruntu, więc dostrzegłem go z odległości 10 metrów po prawej od mojego azymutu. Do PK5 ścieżką – ale na koniec oczywiście wpakowałem się w „zielone” zamiast wcześniej odbić i to zielone ominąć. Po ciemku, w świetle czołówki często „zielone” i takie „nie zielone” mało się różnią. Różnica wychodzi dopiero przy przedzieraniu się przez krzaki;-)
Dalej to już łatwizna – PK 6 drogami, za jakimś szybkobiegaczem, PK7 na górce (no dobra przebiegłem bo był odbłyśnik ukryty za czymś na kształt drzewa, a szukałem dorodnego okazu wartego odwzorowania na mapie zielonym kółeczkiem;-)
PK8 tu już na skróty bo z góry las wyglądał na bardziej przebieżny niż na mapie, ale do kolejnych PK9 i PK10 to już stanowczo dróżkami.
Tu skończył się las. Obiec teren ogrodzony (oczywiście od północy), obiec blok (od północy) i znaleźć lampion w załamaniu podjazdu dla wózków. Ogólnie dziwne bloki w tej okolicy – każda klatka schodowa ma „gigantyczny” podjazd dla wózków. Taki wychodzący na trawnik dobre 10 metrów. A w bloku jest tych klatek pięć czy siedem…
Dałem ciała przy PK14. Szukałem go o jeden rząd budynków za wcześnie. Potem szukałem go już przy właściwych budynkach, ale po tej stronie przejścia co trzeba - znowu na mapie PK był na zielonym kółeczku przy bloku które okazało się… jakąś kępą pokrzyw? Oj nie należy ufać co niektórym kartografom;-)
Po PK 16 czas na scorelauf. Chyba przebieg był oczywisty. Tyle, że dużo obiegania terenów oliwkowych. W pewnej chwili aż zatrzymałem się i szukałem czy niczego nie przeoczyłem, bo jakoś ten scorealauf wydawał mi się zbyt prosty i oczywisty.
Powrót na „normalna mapę” na PK 24 i dłuuugi przebieg. Wzdłuż torów tramwajowych. W świetle latarki nie byłem pewny czy lepiej do PK 25 pobiec od zachodu i wrócić po własnych śladach, czy obiegać oliwkowy teren w drodze powrotnej od wschodu. Dziwne ale wydało mi się, że bliżej jest wracać po własnych śladach. Niby zalecenia budowy tras są takie, by jeden zawodnik nie wskazywał drugiemu położenia PK i odbiegał w inną stronę niż przybiegł, więc ten powrót wydawał mi się dziwny. Potem sprawdziłem dokładnie na mapie – rzeczywiście wariant ten dawał dobre sto metrów „oszczędności”.
Na koniec został mało widoczny na mapie PK 26 i meta.
Ja i meta |
Na mecie zorientowałem się, że nie uruchomiłem zegarka na starcie. W efekcie nie mam śladu trasy. I jak tu żyć? Jak zanalizować swoje błędy? I nie będzie mnie na Liveloxie! Może gdyby była lepsza pogoda pobiegł bym raz jeszcze, ale przy deszczu kapiącym z góry nie chciało mi się. Skończyło się tym, że odtworzyłem ślad z pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz