poniedziałek, 25 czerwca 2018

Burzowy Smok

Wreszcie impreza, na którą miałam blisko z domu - tylko samochodem do Rembertowa, potem pociągiem na Wschodni i kawałek pieszo - niecała godzinka raptem:-)
Na miejscu był już tłum uczestników, tylko organizatorka była jeszcze w lesie, to znaczy w terenie, bo gdzie tam las... W końcu jednak wróciła i wszyscy szybciutko ustawili się w kolejce do kasy i po mapy:


Niby Ania postraszyła, że starała się zrobić mapę ciut trudniejszą niż zwykle, ale ja miałam mimo to pełne zaufanie do niej i nie pomyliłam się. Mimo, że mapa składała się z ośmiu wycinków, to łatwo składały się ze sobą, a nawet jak nie chciały, to nazwy ulic były dobrą wskazówką, szczególnie, że byliśmy niemal u siebie. Znajomość terenu jednak dużo ułatwia. Oprócz mapy dostaliśmy też kartkę ze zdjęciami różnych obiektów, ale głównie murali. Większość z nich widzieliśmy z milion razy i gdybyśmy tylko pamiętali gdzie który jest umiejscowiony, to nawet na trasę nie musielibyśmy wychodzić:-) Ale nie pamiętaliśmy.
Największym problemem  było ustalenie od czego zaczynamy, czyli w którą stronę pójść najpierw.
Zaczęliśmy od punktów za blokiem przy którym był start, czyli 25, 31 i 33. Wbrew kartce z obrazkami okazały się one zwykłymi punktami lampionowymi, a dodatkowo 25 był punktem podwójnym. Potem wróciliśmy na stronę startową i pozbieraliśmy to co przed blokiem wraz z przyległościami i znowu było sporo lampionów, no i punkty podwójne. A potem to już kierowaliśmy się nazwami ulic, co to je dość dobrze znamy i wszystko poszłoby szybko i sprawnie gdyby nie pogoda. Wiedzieliśmy, że mają być burze, ale zakładaliśmy, że takie zwykłe - z deszczem. A tymczasem rozpętała się burza piaskowa. Tomek ze swoimi okularami miał farta, ja musiałam lecieć z zamkniętymi oczami, bo nie dało rady inaczej. I jeszcze mapę trzeba było chronić, bo wiatr usiłował ją wydrzeć z rąk i porwać w sina dal. Z powodu tych zamkniętych oczu nie mam pojęcia gdzie byliśmy i co wzięliśmy, a kontrolę nad sytuacją odzyskałam dopiero przy katedrze przy PK 36/28, bo burza piaskowa zamieniła się w burzę deszczową. Długo tą zmianą się nie cieszyłam, bo na jaw wyszła inna trudność - nasze mapy zaczęły się rozpuszczać i jeśli chcieliśmy zebrać komplet punktów, to naprawdę musieliśmy się spieszyć.

Został nam do zebrania jeszcze tylko jeden punkt, więc mapa może posłużyć jako parasol.

Oczywiście kiedy tylko podbiliśmy ostatni PK i ruszyliśmy w stronę mety, przestało padać i wyjrzało słonko. Wszyscy, którzy dopiero wychodzili na trasę i nie załapali się na obie burze, mieli wielką radochę na nasz widok - przemoczonych do suchej nitki i brudnych od pyłu niesionego wiatrem.
A co do trasy mam tylko jedno zastrzeżenie - tytuł etapu sugerował, że  będą murale, a było ich jak na lekarstwo. Jestem trochę zawiedziona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz