czwartek, 28 listopada 2019

Leśne przysmaki na Beskidzkiej 1

Moja relacja się pisze, a tymczasem zobaczcie jak poszło Agacie i Kamilowi:



Rok temu nasz start w Nocnych Manewrach SKPB był bardzo nieudany – spędziliśmy w lesie ładnych kilka godzin, a gdy byliśmy mniej więcej w połowie trasy, okazało się, że za pół godziny zamykają metę. Tym razem poszło nam trochę lepiej.
Tak jak w zeszłym roku startowaliśmy na trasie Beskidzkiej 1, ale tym razem bez Natki w składzie (Natka startowała niedługo po nas ze swoimi znajomymi, którzy na InO byli pierwszy raz).

 Przed zawodami 

Na start musieliśmy dojść korzystając z osobnej mapki. Trochę się baliśmy, że uda nam się zabłądzić jeszcze przed właściwa trasą, ale na szczęście dotarliśmy bez problemów. Startowaliśmy z 100 minutą i tym razem przy starcie włączyłam stoper, żeby kontrolować czas. Mapa na pierwszy rzut oka była łatwa – bez przekształceń i bez wycinków. Do zebrania było 10PK z obowiązkową kolejnością potwierdzeń i jedno zadanie polegające na podaniu nazw 3 gatunków borówek.
Do pierwszego punktu doszliśmy bez przygód, ale zwykle pierwszy punkt na Manewrach był dosyć prosty. O dziwo do 2 także trafiliśmy bez problemu (co było już trochę podejrzane)*. Na szczęście w drodze do punktu 3 wreszcie udało nam się zgubić. Najpierw podczas przejścia przez drogę zginęła nam przecinka, którą szliśmy, więc poszliśmy jakąś drogą lub przecinką biegnąca nieco obok. Wydawało nam się, że idziemy dobrze, ale w miejscu, gdzie według nas powinna być trójka wcale jej nie było, za to natknęliśmy się na sporą grupę innych zagubionych ludzi szukających tego samego punktu. Wspólnymi siłami (czy też raczej dzięki mojej analizie słupka z liczbami na skrzyżowaniu przecinek) udało nam się ustalić, gdzie dokładnie jesteśmy. Ruszyliśmy dalej zostawiając resztę osób w tyle. Punkt 3 zebraliśmy bez problemu, chociaż niepotrzebnie weszliśmy w gęste krzaki dosłownie obok przyzwoitej ścieżki… Czwórka była prosta – stała w bardzo charakterystycznym miejscu nad rogiem przepaści. Gorzej było z późniejszym dotarciem do drogi – postanowiliśmy obejść wzdłuż płotu stojący przy drodze budynek, więc znowu weszliśmy w jakieś straszne chaszcze i przedzieranie się przez nie zajęło nam sporo czasu. Punkt 5 odpuściliśmy bojąc się, że znowu dotrzemy na metę z dużym spóźnieniem. Idąc do 6 przez chwilę myśleliśmy, że znowu się zgubiliśmy, bo na skrzyżowaniu przecinek jedna przecinka się kończyła, mimo że według mapy powinna prowadzić dalej prosto… W końcu poszliśmy tam, gdzie według mapy powinna być i wyszliśmy na jakieś pustkowie. Kierunek nam się zgadzał, więc szliśmy dalej aż doszliśmy do miejsca, które już nam się zgadzało z mapą. Sam punkt 6 nie sprawił nam trudności, do 7 też udało nam się trafić. Potem opuściliśmy 8 (znowu bojąc się o czas) i poszliśmy do 9, a potem po drodze do mety wstąpiliśmy po 10 (po drodze znajdując jeszcze rozwiązanie zadania o borówkach). A potem okazało się, że mamy jeszcze spory zapas czasu i w sumie niepotrzebnie opuszczaliśmy 5 i 8… Na metę dotarliśmy pół godziny przed upływem czasu.
Chodzenie po lesie zajęło nam tylko 3 i pół godziny! Nocne Manewry SKPB zawsze kojarzyły mi się z wielogodzinnym błądzeniem po lesie, a tym razem nawet nie zdążyliśmy się zmęczyć…


* Po fakcie okazało się, że wzięliśmy stowarzysza.


 Po zawodach


W trakcie zawodów


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz