Opierniczamy się totalnie. Tomek to nawet planował zmienić uprawianą dyscyplinę sportu i przerzucić się na jeździectwo, tylko zabrał się do tego od d... strony. Bo zamiast zacząć od pójścia do stadniny, to on najpierw sobie ostrogi wyhodował. A potem stwierdził, że jednak niewygodnie i w ogóle całe to jeździectwo to głupi pomysł, no i potem mu zeszło chwilę z likwidacją tych ostróg. Ja korzystałam, że Tomek stacjonarny i też się nie wyrywałam na żadne zawody. Jedynie żeby mi nogi nie zanikły (organ nieużywany zanika), to sobie trochę biegam po przydomowych lasach.
14 sierpnia skusiliśmy się na BnO w ramach pikniku wojskowego w Ossowie. Głównie dlatego, że blisko domu. Tak jakoś o tym biegu było cicho na wszelakich stronach orientacji i nawet obawialiśmy się, że będziemy jedynymi uczestnikami, ale nie. Kiedy zgłosiliśmy się u organizatorów było już zapisanych sześć osób:-)
Biuro zawodów
Spodziewaliśmy się trasy po ossowskich lasach, tak chociaż ze 3 km, a tu nic z tego. Zapomnieliśmy, że przecież tam wokoło poligon i wojsku trochę niezręcznie łamać własne zakazy wstępu:-) Dodatkowo łąka za rzeczką, którą organizatorzy planowali wykorzystać, po opadach deszczu zamieniła się w rozległe bajoro i tym sposobem potencjalny teren zawodów skurczył się jeszcze bardziej. W efekcie trasa "sportowa" - najdłuższa, miała raptem jakieś 1,5 km i prowadziła na teren straży pożarnej, szkoły, skrawka zagajnika i łączki przy mostku. Ja, nie spiesząc się, zrobiłam trasę w 10 minut, a przecież trzeba było przedłużyć sobie tę przyjemność. Ale mądry Polak po szkodzie.
Start!
Tomek jeszcze bardziej zmarnował swój bieg, bo na mecie był już po ośmiu minutach.
Nie biegaliśmy jednocześnie, tylko najpierw ja, a dopiero gdy przybiegłam, Tomek. Oczywiście, że musieliśmy mieć wszystko udokumentowane i zawsze jedna osoba robiła za operatora kamery. I to była zaleta krótkiej trasy:-)
Start Tomka
Warianty niemal identyczne, bo i co tu kombinować...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz