wtorek, 7 maja 2019

Rodzinne ruszyły

Za Rodzinne MnO zabieraliśmy się niemal tak jak za Niepoślipkę, a dodatkowo po drodze były święta, więc czasu na latanie po lesie i robienie map jakby mało. Na szczęście dość rozsądnie wymyśliłam sobie, że imprezę zrobię niemal pod oknami domu, więc i z rekonesansem łatwiej i z samą imprezą też. Rekonesans wprawił mnie w osłupienie - połowę lasu nam wycięli i na mapie musieliśmy nanieść kilka polan. Gdyby ktoś mi zawiązał oczy i wyprowadził kilkanaście metrów od domu w las, to wcale nie przesadzam, ale nie miałabym pojęcia gdzie jestem. O ile niepoślipkowe mapy robił Tomek, to rodzinne były już na mojej głowie. Pięć dni przed imprezą w końcu wymyśliłam temat przewodni - biedronki, a potem już poszło z górki. Ja tak mam, że lepiej mi się myśli na zadany temat, a nie tak ogólnie. Mapy się robiły, a ludzie się zapisywali. Kiedy liczba uczestników przekroczyła setkę, zaczęłam panikować. Nie ma opcji żeby taki tłum ogarnąć w dwie osoby. Na szczęście na mojego rozpaczliwego maila z wołaniem o pomoc szybko odpowiedzieli Agnieszka, Michał, Basia i Darek, więc mogłam odetchnąć z ulgą.
Dzień przed Rodzinnymi zamiast gospodarskim okiem doglądać imprezy, wybraliśmy się na bieganie z Lechitami Zielonka, ale na szczęście też niemal pod oknami, czyli w sumie na terenie naszej imprezy. Do przebiegnięcia było 20 km, ale po 10 odpuściliśmy, bo po pierwsze musieliśmy zostawić trochę sił na rozwieszenie lampionów, a po drugie musieliśmy załatwić druk map. Ale w sumie fajnie było się trochę poruszać.
W niedzielę rano Tomek zerwał się bladym świtem i poszedł wieszać lampiony, mnie litościwie zostawiając w ciepłym łóżeczku. Ludzkie panisko!
Ponieważ start przewidziany był na 10.30 więc na spokojnie dojechaliśmy te kilkaset metrów do wiat, rozwiesiliśmy banerki, założyli biuro zawodów i czekaliśmy na uczestników. Chcieliśmy zgromadzić chociaż część zespołów, żeby zrobić oficjalne rozpoczęcie, bo to w końcu pierwsza runda i pierwsza z nowym burmistrzem, który bohatersko podjął wyzwanie i postanowił też ruszyć w las.

Wbrew pozorom to nie meta, tylko biuro zawodów.

Kiedy tłum już odpowiednio zgęstniał najpierw ja przemówiłam ludzkim głosem, potem burmistrz, a potem zostawiłam sekretariat na głowie Agnieszki i razem z Tomkiem zaczęliśmy wypuszczać uczestników na trasę.

Część oficjalna.

Basia, Michał i Darek zajęli się szkoleniem i odpowiadaniem na trudne pytania. Mieli co robić bo tym razem zapisało się sporo nowych zespołów, którym trzeba było wyjaśniać wszystko od podstaw. Mam nadzieję, że nie była to ich pierwsza i ostatnia przygoda z marszami, ale że będą pojawiać się regularnie.

Na trasie.

Jak było na trasie - nie wiem, ale chyba trudniej niż zamierzałam. Przypuszczałam, że połowa zespołów przejdzie na zero, a wcale tak się nie stało. Najważniejsze jednak, że wszyscy wrócili, a nie jak na Niepoślipce przepadli całkowicie. Tradycyjnie na powracających czekał poczęstunek i drobne upominki.

Smacznego!

Las z lampionów udało nam się posprzątać w try miga, a wieczór spędziliśmy na dociekaniach co który zespół miał na myśli wpisując w kartę startową, to co wpisał. Czasem było naprawdę ciężko:-) Daliśmy jednak radę i już się bierzemy za przygotowania do drugiej rundy.
Zapraszamy do Zielonki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz