Skoro spełniliśmy się jako organizatorzy, nadeszła pora wyżyć się jako uczestnicy. Już od dawna mieliśmy w planach udział w Mistrzostwach Mazowsza organizowanych przez UNTS. Pierwszy z biegów - sprint odbył się w sobotę na nowej mapie "Park przy Bażantarni". Mapa niby nowa, ale miejsce startu znane już, o czym usiłował przekonać mnie Tomek, a ja za nic nie mogłam sobie przypomnieć, aż do momentu zobaczenia na własne oczy.
Trochę bałam się jak sobie poradzę po przerwie, bo już chwilę nie biegałam po mieście, no ale przecież na metę w mieście to człowiek zawsze jakoś trafi, choćby z pomocą przechodniów.
Tradycyjnym problemem o tej porze roku było też co z siebie zdjąć, czy może lepiej nie, a wręcz coś dołożyć. Ja postawiłam na wersję "zdjąć" i dobrze na tym wyszłam.
W mojej kategorii wiekowej startowałam jako ostatnia, mogłam więc zobaczyć, w którym kierunku trzeba ruszyć, ale oczywiście zapomniałam patrzyć. Chociaż z drugiej strony, chyba nie było wyboru, bo wszyscy inni biegli w lewo, więc tak się i ja nastawiłam.
Trasa okazała się nadzwyczaj łatwa - i nawigacyjnie, i biegowo, a dodatkowo pouczona kilkakrotnie przez Tomka, żeby nie zatrzymywać się przy punktach, tylko wcześniej zerkać na mapę, gnałam bez przerw, na ile oczywiście pozwalała mi kondycja. Jedynym błędem jaki popełniłam było niewłączenie rejestracji trasy i potem musiałam odtwarzać z pamięci przebieg.
Na mecie okazało się, że byłam najszybsza z całej naszej startującej czwórki i tym sposobem zostałam mistrzynią Mazowsza w sprincie w K-55. Cha, cha, cha. Dla ułatwienia dodam, że nie startowała Joasia, która była sędzią głównym oraz kilka innych koleżanek. Tak, że ten tego... chwalić, to się mogę tylko w środowiskach nie związanych z BnO:-)
Każdy chce fotkę z mistrzynią:-)
Odtworzony przebieg.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz