Następnego dnia po Hale nie zostało nic innego jak pobiegać na rozruszanie. Oczywisty wybór to Podkurkowy scorelauf czasowy. Taki "prawie rogaining" – PK o różnej wadze rozmieszczone wg prostego klucza – bardziej odległe - więcej warte.
Start nad jeziorem Parów Karski w dobrze znanym Domku Myśliwskim. Niby miejsce dobrze znane ale… okazało się, że nie ma gdzie zaparkować – poprzedni organizatorzy zadbali o wykoszenie trawy, czy choćby uzdatnienie poboczy – tu wszystko nie dość, że zarośnięte, dodatkowo było zawalone świeżo ściętymi gałęziami. Zresztą za samym domkiem po horyzont rozpościerało się „ściernisko” po świeżo skoszonym lesie…
Rżysko po skoszonym lesie |
Na start dotarłem w miarę wcześnie i większej kolejki do startu nie było. W las ruszały niedobitki tras turystycznych, w sekretariacie widać było słodkości, obok płonęło ognisko. Tak typowa turystyczna sielanka.
Jak na BnO mapa była „nietypowo” – z dwoma lidarami, z tego jeden do dopasowania. Ten fakt sprawiał niemałe problemy typowym biegaczom BnO, bo jak to biegać na mapie nietypowej, a najwięcej radości dostarczało tłumaczenie przez Andrzeja o co chodzi z tym dopasowaniem:
Pobrałem mapę odpipałem start i ruszyłem.
Start |
Szczerze mówiąc ruszyłem trochę bezmyślnie: przez najbliższy PK 34 (chwilę go szukałem) , PK 38, PK 42 do wysoko punktowanego PK 50 – tego na pierwszym lidarze. Bezmyślnie, bo z przyzwyczajenia liczyłem wagę PK po pierwszej cyfrze, a nie umiejscowienia ich w konkretnym okręgu. PK 34 było więc nie za 3, a za 1 punkt, PK 38 za 2 punkty, PK 43 za trzy i dopiero PK 50 miał właściwą wagę. Tyle że do końca biegu nie załapałem tych prawidłowości i sugerowałem się pierwsza cyfrą numeru PK. Więc z PK 50 poleciałem na północ. Trochę czasu zeszło mi na PK 49 – szukałem go o górkę za wcześnie. Dalej okrążałem start przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, zgodnie z regułami polując na te wartościowe PK. W tym kawałku PK 55, 48 i 53 miały wagę zgodną ze swoim numerem. Niestety, po tym zestawie poleciałem na PK 42 za 3 punkty, PK 37 w nieprzebieżnym młodniku za 2 punkty i PK 33 za jeden punkt na granicy rżyska po wyciętym lesie. Nie spojrzawszy dokładnie na mapę, tego ostatniego szukałem w złym miejscu – kolejne minuty w plecy;-(
Zostało niewiele czasu, więc poleciałem na kolejne, wartościowe w/g moich kalkulacji punkty: PK 36 (za 2 punkty) i PK 41 (za 3 punkty). Za tym ostatnim zacząłem wracać w złym kierunku i się pogubiłem. Znów minuty w plecy;-(
Na koniec PK na lidarze do dopasowania – tuż obok mety. W efekcie spóźnienie jednominutowe.
Teraz gdy patrzę na mapę pobiegłbym zupełnie inaczej: nie brałbym jedynek i skupił się na piątkach, czwórkach i trójkach. Wymiarowanie na mapie pokazuje, że taki wariant przy tym samym przebiegniętym dystansie w czasie godziny (ponad 7 km) dałby mi uzysk 60 punktów, a nie 50 jakie uzyskałem. Ot mądry człowiek po szkodzie;-)
Tak było |
A tak mogło być... |
Po biegu od razu zabrałem się do domu – nie czekałem na konsumpcję jubileuszowego tortu – szkoda byłoby jeść takie działo sztuki:-)
Nie szkoda jeść coś takiego? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz