Ponieważ na ZZKu bieganie szło mi marnie (Tomek twierdzi, że jemu też), więc w środku tygodnia zrobiliśmy sobie trening, mając oczywiście świadomość, że jedno pobieganie nie załatwia sprawy. Ale lepiej jedno niż żadne. Tak wytrenowani w sobotę pojechaliśmy na WesolInO. WesolInO kocham za to, że jest blisko, ale tym razem blisko była tylko baza, bo start to już ponad dwa kilometry dalej. Oczywiście do bazy nie wstępowaliśmy, bo nie było po co i od razu pojechaliśmy do Międzylesia, niedaleko CZD.
Jakoś tak z nawyku kazałam Tomkowi zapisać mnie na trasę CK (bo zawsze na WesolnO tak biegałam), tylko zapomniałam o tej swojej kondycji, no i ponieważ jest już po Nowym Roku, to i starsza jestem niż w poprzedniej edycji imprezy. W każdym razie moje zwyczajowe konkurentki zapisały się na BK, a ja zostałam na swojej trasie z samymi wyjadaczami. Ale za to mapa mi się spodobała - duża, wyraźna i jakoś tak na niej wszystko wyglądało blisko. Aż trudno mi było uwierzyć w te nominalne 5,2 km.
Akurat pierwszy punkt to był stosunkowo daleko od startu i miałam dylemat jak do niego biec - na azymut?, ścieżkami? techniką mieszaną? Wybrałam to ostatnie, o dziwo wstrzeliłam się we właściwe ścieżki i bezbłędnie trafiłam do celu. Ta bezbłędność nie opuszczała mnie aż do ostatniego punktu. Przy PK 2 spotkałam Tomka - widzę, że dwójka powoli staje się tradycyjnym miejscem spotkań - tak się nam jakoś schodzi.
Do trójki znowu była możliwość skorzystania ze ścieżek, z czego skwapliwie skorzystałam.
Jakoś te punkty dość prędko następowały po sobie i nawet myślałam, że jestem taka szybka, ale potem okazało się, że co prawda na mapie było napisane 1:10000, ale w rzeczywistości skala była coś koło 1:7500. To dlatego mapa tak mi się od razu podobała:-)
Tak dla zmyłki na trasie w terenie pojawiały się ploty, których nie było na mapie, ale ponieważ ostatnio płoty w lasach rosną jak grzyby po deszczu i w jeden dzień ich nie ma, w drugi są, więc specjalnie nie przejmowałam się tymi niezgodnościami. Natomiast zirytował mnie trochę PK 8 - w młodniku, wśród maleńkich sosenek (czy co to tam rosło). Naprawdę nie powinno się tam stawiać, a jeśli na przelocie jest młodnik, to warto zaznaczyć teren zakazany.
Najbardziej dumna jestem z przebiegu z trzynastki do czternastki - idealnie po kresce. Aż miło na ślad popatrzyć.
Tak ogólnie to z prędkością znowu było słabo, ale też w wielu miejscach las nie sprzyjał rozwijaniu prędkości, jeśli planowało się wrócić na metę z kompletnym uzębieniem i całymi kończynami. Tak po cichu jednak liczyłam na to, że może inni się chociaż troszkę pogubią, albo co, żebym znowu taka ostatnia nie była. Niestety, tylko Ula nie zawiodła i uplasowała się za mną, ale najwyraźniej miała jakiś słabszy dzień.
W sumie to nawet dobrze, że byłam na trasie C, a nie B, bo gdybym na B była przedostatnia, to już byłby wstyd, a tak to jest jakieś wytłumaczenie. Poza tym mam więcej pobiegane i to też się liczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz