Na FalInO Jasiu znowu naobiecywał nowe tereny, a ja się tylko martwiłam, czy będzie punkt w lasku przed szkołą:-) Raz dwa załatwiliśmy formalności, pobraliśmy mapy i niecierpliwie czekaliśmy na odpipanie naszego startu.
Jest! Jest punkt w lasku - ucieszyłam się na widok mapy i ruszyłam za Tomkiem do bramki wyjściowej ze szkoły. Tak byłam podekscytowana punktem w lasku, że nie dość, że pobiegłam do niego głupio, to i zupełnie niepotrzebnie. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
Nie wstrzeliłam się w ścieżkę. Chyba z emocji.
Na jedenastce nie było perforatora, więc całą grupą robiliśmy sobie zdjęcia dokumentujące pobyt na punkcie, czyli fajnie się bawiliśmy nie zwracając uwagi na upływający czas.
Z jedenastki pobiegłam na piątkę, a potem na dziesiątkę. To znaczy wydawało mi się, że biegnę na dziesiątkę, ale oczywiście pomyliłam ścieżki i biegłam... nigdzie. Wcale nie od razu ogarnęłam co jest grane i aż musiałam wrócić na piątkę i ustawić azymut, żeby zorientować się, co odwaliłam.
Po dziesiątce wreszcie policzyłam sobie, które punkty powinnam wziąć i wtedy wyszło mi, że mój brak planu na starcie nie był najlepszym sposobem osiągnięcia sukcesu. Wciąż mi wychodziło, że wezmę za dużo (powinnam dziesięć), a jak coś pominę, to się po prostu zmarnuje. Tak źle i tak niedobrze. Porzuciłam więc te rozmyślania i pobiegłam wziąć siedemnastkę i szesnastkę.
Po szesnastce znowu zaczęłam kombinować i przeliczać. Wyszło mi, że trzynaście, czternaście i piętnaście mogę odpuścić, a na powrocie wziąć dziewięć, jedenaście i siedem. Ubiegłam kawałek i uświadomiłam sobie, że przecież dziewięć i jedenaście już brałam. Z nieznanych mi powodów byłam pewna, że wzięłam też cztery i dwanaście, więc wychodziło, że muszę wrócić po czternaście, trzynaście i piętnaście. W głowie miałam już totalny chaos, nie pamiętałam co brałam, co nie, a jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić to na karcie startowej. Tam tylko liczyłam ilość podziurkowanych kratek, co zresztą z powodu braku perforatora na jedenastce nijak mi się nie zgadzało.
Wzięłam więc metodą naokoło czternastkę i trzynastkę, potem piętnastkę i znowu policzyłam podziurkowane kratki. Wyszło mi 9, bo jedenastki oczywiście nie mogłam tą metodą wliczyć.
Zamiast po piętnastce wziąć czwórkę lub dwunastkę postawiłam na siódemkę przy kościele. Można i tak, zwłaszcza, że gdzieś tam mi się zakodowało, że tę czwórkę i dwunastkę to już brałam. W efekcie od piętnastki miałam długi bezproduktywny przelot, a na końcówce musiałam biegać po schodach. Jak to mówią - kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.
Po całym tym chaosie na trasie Jasiu uhonorował mnie jeszcze chaosem w wynikach, wpisują mnie do innej kategorii. Co prawda dawało mi to wysoką lokatę, ale po pierwsze niezasłużenie, a po drugie punkty zbieram w innej kategorii. Jak się da, to ja bym jednak chciała wrócić na moje skromne CK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz