wtorek, 18 lutego 2025

FalInO, czyli jeden wielki chaos.

Na FalInO Jasiu znowu naobiecywał nowe tereny, a ja się tylko martwiłam, czy będzie punkt w lasku przed szkołą:-) Raz dwa załatwiliśmy formalności, pobraliśmy mapy i niecierpliwie czekaliśmy na odpipanie naszego startu.
 
Czekamy na piątą minutę.
 
Jest! Jest punkt w lasku - ucieszyłam się na widok mapy i ruszyłam za Tomkiem do bramki wyjściowej ze szkoły. Tak byłam podekscytowana punktem w lasku, że nie dość, że pobiegłam do niego głupio, to i zupełnie niepotrzebnie. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałam.
 
Nie wstrzeliłam się w ścieżkę. Chyba z emocji.

Po jedynce w naturalny sposób narzucały się PK 9 i PK 11 i tak pobiegłam. Przed dziewiątką spotkałam Tomka, który z punktu wybiegł w złą stronę i właśnie wracał, więc razem pobiegliśmy dalej.
 
PK 9 zaliczony.
 
Na jedenastce nie było perforatora, więc całą grupą robiliśmy sobie zdjęcia dokumentujące pobyt na punkcie, czyli fajnie się bawiliśmy nie zwracając uwagi na upływający czas.
 
Tu byliśmy!
 
Z jedenastki pobiegłam na piątkę, a potem na dziesiątkę. To znaczy wydawało mi się, że biegnę na dziesiątkę, ale oczywiście pomyliłam ścieżki i biegłam... nigdzie. Wcale nie od razu ogarnęłam co jest grane i aż musiałam wrócić na piątkę i ustawić azymut, żeby zorientować się, co odwaliłam.
 
Pomyliłam prawą ścieżkę z lewą.
 
Po dziesiątce wreszcie policzyłam sobie, które punkty powinnam wziąć i wtedy wyszło mi, że mój brak planu na starcie nie był najlepszym sposobem osiągnięcia sukcesu. Wciąż mi wychodziło, że wezmę za dużo (powinnam dziesięć), a jak coś pominę, to się po prostu zmarnuje. Tak źle i tak niedobrze. Porzuciłam więc te rozmyślania i pobiegłam wziąć siedemnastkę i szesnastkę.
Po szesnastce znowu zaczęłam kombinować i przeliczać. Wyszło mi, że trzynaście, czternaście i piętnaście mogę odpuścić, a na powrocie wziąć dziewięć, jedenaście i siedem. Ubiegłam kawałek i uświadomiłam sobie, że przecież dziewięć i jedenaście już brałam. Z nieznanych mi powodów byłam pewna, że wzięłam też cztery i dwanaście, więc wychodziło, że muszę wrócić po czternaście, trzynaście i piętnaście. W głowie miałam już totalny chaos, nie pamiętałam co brałam, co nie, a jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić to na karcie startowej. Tam tylko liczyłam ilość podziurkowanych kratek, co zresztą z powodu braku perforatora na jedenastce nijak mi się nie zgadzało.
Wzięłam więc metodą naokoło czternastkę i trzynastkę, potem piętnastkę i znowu policzyłam podziurkowane kratki. Wyszło mi 9, bo jedenastki oczywiście nie mogłam tą metodą wliczyć. 
 
 
Po co na skróty, jak można naokoło?
 
Zamiast po piętnastce wziąć czwórkę lub dwunastkę postawiłam na siódemkę przy kościele. Można i tak, zwłaszcza, że gdzieś tam mi się zakodowało, że tę czwórkę i dwunastkę to już brałam. W efekcie od piętnastki miałam długi bezproduktywny przelot, a na końcówce musiałam biegać po schodach. Jak to mówią - kto nie ma w głowie, ten ma w nogach.
Po całym tym chaosie na trasie Jasiu uhonorował mnie jeszcze chaosem w wynikach, wpisują mnie do innej kategorii. Co prawda dawało mi to wysoką lokatę, ale po pierwsze niezasłużenie, a po drugie punkty zbieram w innej kategorii.  Jak się da, to ja bym jednak chciała wrócić na moje skromne CK.
 
Cała mapa i i mój abstrakcyjny występ.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz