Ja z pracy, omijając rozkopane przez budowę metra ulice, dotarłem gdzie trzeba i nawet znalazłem miejsce do parkowania. Start znalazłem w rozkrzyczanym parku, czy raczej placu zabaw dla dzieci i rodziców okolicznych osiedli. Szybko załatwiłem mapę i poszedłem „w siną dal”. Jak zwykle coś tam złączyłem, ale żeby to była całość? Tradycyjnie postanowiłem skakać z wycinka na wycinek. Najpierw skoczyłem na budowę metra, potem ją przeskoczyłem prosto na BePeKa (tak, nie było lampionu tylko domek dla kotów – a wiadomo - koty zjadają lampiony). Chwilę zeszło by jednak upewnić się, że żaden ślad po lampionie nie został. Ruszyłem na kolejny PK na tym wycinku (PK A), dotarłem do jakiegoś szpitala, czy innej placówki zdrowotnej i zastopował mnie płot. Może dobrze, że zastopował, bo przypasowałem kolejny wycinek i jak nic pasowało mi wrócić do PK W, gdzie w okolicy były kolejne punkty. Wróciłem (miejscowi dziwnie się na mnie patrzyli, co tak chodzę w tę i w tamtą). Znowu przeskoczyłem przez metrowykopki, znalazłem PK F i okrążając plac budowy, przez boisko z nagromadzeniem PK ,podążałem do PK A, przy którym było zadanie. Przy boisku spotkałem Pawła z Anią – zastanawialiśmy się razem czy do PK R i Y daje się dotrzeć przy płocie boiska – mi się nie podobało skakanie przez płoty, więc poszedłem naokoło, a Ania z Pawłem gdzieś się zawieruszyli.
Teraz spokojnie doszedłem do PK A i przez PK P wszedłem na wycinek z punktami S i Q (bo wtedy już wszystkie wycinki mi się ułożyły w całość). Wszedłem jakoś tak „na czuja” , ale że byłem na dobrym tropie, upewniły mnie zespoły TP idące mi naprzeciw. Wkrótce z krzaków wypadła Ewa wyraźnie szukająca lampionu. Wydawało mi się, że jeszcze to nie tu i zupełnie w innym kierunku, ale Ewa ma siłę przekonywania i przekonała mnie do lampionu PK S. Skoro przekonała to poszedłem na PK Q – wszystko się zgadzało, więc jednak miała rację.
Wycinek z PK T, N i resztą miałem połączony z wycinkiem startowym. Ogólny kierunek znałem, więc znowu poszedłem „gdzieś tam”. Przy PK T – telefon. Renata dopytuje się czy ją odbiorę z biegów już i teraz. Jak ją odebrać skoro jeszcze ostatni wycinek? W każdym razie rozproszyła mnie na tyle tym telefonem, że podbiłem stowarzysza. Wrrr. Teraz wiem czemu w MnO nie można używać telefonów!;-)
Przy ostatnich punktach spotkałem Krzysztofa – trasa TU wydawała się trudniejsza niż TZ i wyglądał na lekko zdezorientowanego. Dobieg do mety i dyskusje o BePeKu. I oczywiście ciasto (ech, ten Tydzień InO znacząco zwiększa wagę uczestników). W drodze do auta pomogłem jeszcze Zawsze Ostatnim zorientować się w terenie i pojechałem do domu, szukać rozbieganej Renaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz