piątek, 11 maja 2018

Wór medali dla Stowarzyszy

Na mecie moimi jedynymi pragnieniami było: jeść, wykąpać się i spać. Ciepły posiłek wydawany był w sąsiednim budynku, a ponieważ przeszłam już w tryb "padłam, nie podniosę się", więc dojście tam okazało się niemałym wyzwaniem. Szczególnie schody broniły dostępu do ciepłej michy, ale na szczęście ręce miałam jeszcze sprawne i jakoś wciągnęłam się po barierce ku uciesze obserwujących ten wyczyn osób.

 Smacznego!

Pod prysznicem, gdzie wcale nie chciałam iść, ale zostałam namówiona przez Tomka, spotkało mnie ogromne rozczarowanie - ze ściany leciała wyłącznie lodowata woda. Tak, wiem że krioterapia ma swoje zalety, a sportowcom po wysiłku zaleca się nawet kąpiele w lodzie, ale ja ani sportowiec, ani w trakcie rehabilitacji, a moim marzeniem było porządnie się rozgrzać i rozluźnić napięte mięśnie. Umyłam więc tylko stopy i czubek nosa i powlokłam się do śpiwora. Przynajmniej tutaj nie czekała na mnie żadna przykra niespodzianka, padłam i obudziłam się dopiero rano.
W niedzielę pewnie odmówiłabym w ogóle wstania, ale Tomek zaczął coś mówić o podium, zwlekłam się więc obejrzeć wyniki. Nooo, jakieś tam kobiece podium faktycznie się szykowało. Co prawda bardziej należało mi się w kategorii weteranek, ale organizatorzy byli tak uprzejmi, że odmłodzili mnie troszkę i nawet moje maile ze sprostowaniem słane jeszcze przed imprezą nie zmieniły tego. Tak ostatecznie to do dzisiaj nie wiem jakie są prawidłowe wyniki, ale w końcu nie o wyniki chodzi, tylko o przygodę, a ta była przednia i niezapomniana.
Dużym zaskoczeniem w wynikach było NKL przy Kasi K. Już podejrzewałam Łyska o jakąś dywersję typu: położyłem się, nie wstanę, ale jak doczytałam później w relacji to tylko źle oszacowany czas przejścia. 4 minuty im zabrakło, normalnie szok.
Dla naszego Klubu Stowarzysze to był dobry dzień - Marcin został mistrzem Polski na 100 km, Przemek drugim wicemistrzem na 100, ja, Tomek i Krzysztof też załapaliśmy się na medale w pięćdziesiątce weterańskiej.

 Marcin jeszcze w nocy wyjechał na następne zawody.

 Weterańska trójka.

Po dekoracji upchaliśmy wszystkie medale do autka, i we czwórkę (bo dołączył do nas Przemek) ruszyliśmy... nie wcale nie do domu! Ruszyliśmy do Lubawki na trino. Lekko nie było, bo zmęczenie wciąż z nas wychodziło, ale jakoś daliśmy radę.

 Jakiego koloru jest strój świętego?

A potem już prosto do domu.


c. d. n.  bo Tomek ma jeszcze dla Was niespodziankę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz