- Przed Supraślem w parku tezetów ...
No kurka! Jakim parku tezetów????? Już się dorobili parku swojego imienia??? Jeszcze nawet na trasę nie wyszli!
Dopiero T. udało się dojść do porozumienia z B. i okazało się, że chodzi o parking, gdzie będzie start trasy TZ. Mówiąc skrótem - tam się spotkaliśmy i razem pojechaliśmy do bazy. Na parkingu czekał już D. M. z A. K. Przydzielony nam na bazę budynek miał, jak każda rzecz, swoje zady i walety. Waletem była duża przestrzeń do dyspozycji, zadem - brak dostępu do hali sportowej oraz (albo przede wszystkim) parametry sal noclegowych - jedna ciemna i zatęchła, ale z temperaturą trochę powyżej zera stopni Celsjusza, druga jasna, zamykana na klucz, ale z temperaturą trochę powyżej zera bezwzględnego. Ze względu na kluczowe kwestie, czyli zamek w drzwiach, dla siebie wybraliśmy tę drugą (w końcu trzeba strzec map i wzorcówek). Bardzo potem tego żałowaliśmy, ale nie mieliśmy wyboru.
Mi i T. przypadła rola przygotowania bazy na przyjęcie uczestników, reszta pobiegła do lasu stawiać swoje trasy. Zrobiliśmy co w naszej mocy żeby stworzyć przytulną, rodzinną atmosferę: Nakazaliśmy pisemnie zmienić obuwie od razu po wejściu paru kroków w głąb korytarza, opisaliśmy drzwi, za którymi robi się siku i dokonuje ablucji (ważne żeby nie robić tego byle gdzie), oznaczyliśmy pomieszczenia, w których się śpi, żeby nam jakieś zombi po nocach nie wędrowało korytarzami, no i rzecz najważniejsza - założyliśmy biuro zawodów. Jeszcze tylko przebiegłam się po terenie zewnętrznym znacząc (nie, nie moczem) drogę dojścia od wjazdu do bazy i prawie wszystko było gotowe. Coś tam w biegu jeszcze przełknęliśmy z naszych zapasów i już czekaliśmy w blokach startowych, żeby iść rozwiesić trasy T. W końcu doczekaliśmy się zmienników i ... ogary poszły w las! To znaczy my poszliśmy, ale ogary fajnie brzmi.
T. usiłował jakoś sensownie podzielić teren, gdzie kto ma się wieszać, ale i tak sporą część trasy przeszliśmy razem. Końcowy odcinek to już obowiązkowo razem, bo zastał nas zmrok, a mieliśmy tylko jedną latarkę. Z tej ciemnoty jeden lampion powiesiliśmy niezbyt dokładnie, bo jak g.... widać na wzorcówce, to i efekty takie.
Kiedy wreszcie, po ciągnącym się w nieskończoność czasie, wyszliśmy z lasu, mój żołądek trawił sam siebie. Od razu skierowaliśmy się więc do Jarzębinki, a tam właściciele już stali z kluczem w ręku żeby zamknąć bar. Ale wiadomo - biznes is biznes, a klient nasz pan, więc wrócili jeszcze do kuchni dać nam na wynos, co tam mieli. W tym zamieszaniu, jak się w bazie okazało, dostaliśmy zamiast dwóch porcji, aż trzy. Nie zmarnowały się oczywiście:-)
W końcu zaczęli przybywać pierwsi uczestnicy, których po obdarowaniu pakietem startowym (te dylematy - brać odblask różowy, czy niebieski?) od razu usiłowaliśmy, w swej wredności, wypchnąć za drzwi, namawiając, a to na trino, a to na mini InO. Trzeba przyznać, że ze sporymi sukcesami, chociaż podejrzewam, że na ich decyzję mogły mieć też wpływ wspomniane parametry sal, w których przyszło nam wszystkim przebywać. A dodam, że na korytarzach temperatura była tylko o pół stopnie wyższa. Nadszedł jednak moment kiedy wszyscy wrócili i można było iść spać.
Z kranów i natrysków lała się ciepła woda i każdy chciał przebywać w łazience jak najdłużej. Do tego stopnia, że niektórzy przenieśli tam swoje legowiska! Padła też propozycja, żeby zostawić odkręconą wodę na całą noc, to może baza trochę się ogrzeje. Z zupełnie niezrozumiałych dla mnie przyczyn, propozycja ta upadła:-(
Przezornie do śpiwora weszłam w leginsach, grubych skarpetach i i ocieplanej bluzce z długim rękawem. Po półgodzinie wstałam naciągnąć jeszcze softshell. Próba zaśnięcia nie powiodła się jednak i po kolejnej półgodzinie wyciągnęłam z plecaka szybki mózg (w sensie komin) na głowę. Przedygotałam kolejny odcinek czasu i sięgnęłam po ostatnią deskę ratunku - ocieplaną kamizelkę, którą narzuciłam na śpiwór. Amplituda drgań zmniejszyła mi się do akceptowalnego poziomu.
Nastał nowy, piękny, zimny dzień.
c. d. n.
Prawdziwa InOczka - nawet podczas snu musi mieć blachy przy sobie ;)
OdpowiedzUsuńBo to była "nowa blacha" - ta schowana "pod poduszką by "nie zmarzła"
OdpowiedzUsuńJestem z nimi silnie związana emocjonalnie.
OdpowiedzUsuńA śniły Ci się jakieś trinoki i lampionoki? :)
OdpowiedzUsuńNo kiedy, jak się co chwilę budziłam??
OdpowiedzUsuń