czwartek, 15 października 2015

Mózg na pudle!

Ostatniej rundy Szybkiego Mózgu nie mogłam odpuścić, bo po pierwsze T. by nie pozwolił, a po drugie załapałam się do pierwszej trójki w generalce i obiecali nagrody. Wrodzone lenistwo przegrało z wrodzoną chciwością:-) Ale żeby dostać tę obiecaną nagrodę, najpierw trzeba było przebiec się kawałek, a przynajmniej wystartować i wrócić na metę.
Tym razem czekał nas start masowy - drugi w moim życiu. Zasadniczo jest to przerażające doświadczenie, ale litościwi organizatorzy podzielili nas na dwie grupy startujące w odstępie dziesięciu minut, więc tłum był jeszcze do ogarnięcia. Nauczona doświadczeniem z poprzedniego startu masowego, pozwoliłam wszystkim ruszyć przodem, a sama na spokojnie mogłam zajrzeć do mapy. W efekcie nie pobiegłam na oślep za tłumem w kierunku przeciwnym do położenia PK 1, zdążyłam obejrzeć mapę i ogarnąć co gdzie jest, nie zostałam stratowana, nie miałam tłoku przy czytnikach i nikt mnie nie oślepiał czołówką. Same zalety! A że inni byli przede mną? Oj, tam  - taki drobiazg. Zresztą kilka osób wyprzedziłam niechcący. A gdyby nie chowający się ciągle punkt 8/11 to miałabym całkiem przyzwoity czas. No, ale jak ktoś stoi przy punkcie i nie może go znaleźć, to takie efekty.
Ale co tam bieganie. Czekałam przecież przede wszystkim na swoja chwilę sławy. No i tę nagrodę:-) Ostatecznie zająć drugie miejsce na siedem startujących w kategorii, to nie lada wyczyn! Dekorację zaczęto od najmłodszych i zanim doszło do takich staroci jak ja, to wszyscy byli już znudzeni i poza T., wiernymi Paprochami i P. W. chyba nikt nie zauważył mojego życiowego osiągnięcia:-( Świat jest jednak niesprawiedliwy! Miało być radio, telewizja, premier, prezydent, wywiady, udział w reklamie, okładki w tygodnikach... I co? Tak wyglądała najważniejsza chwila mojego życia:


Żałosne, prawda? Nawet się z gracją wgramolić nie dałam rady na to pudło. Życie osłodziły mi dopiero te nagrody - bon do sklepu napieraj.pl, dyplom do powieszenia na ścianie i ciasteczka od Kupca.

W drodze powrotnej, jak przystało na prawdziwych orientalistów, zgubiliśmy się. T. skręcił nie w tę ulicę co trzeba, a potem już poszło lawinowo. Zaczęliśmy oddalać się od miejsca zamieszkania. Co gorsza - autostradą. A jak wiadomo, z autostrady nie zjeżdża się, gdzie kto chce i groziła nam podróż do Poznania. Na szczęście mieliśmy te ciasteczka i wafle ryżowe z nagrody i jeszcze pół butelki wody, więc nawet dalsza podróż nie była nam groźna. Byle tylko wrócić do rana, bo do roboty trzeba iść. Kawałek przed Poznaniem udało nam się jednak zjechać z autostrady i w domu byliśmy jeszcze tego samego dnia.
Chyba musimy potrenować InO samochodowe.

3 komentarze:

  1. Czytałem, ze bieganie działa jak marihuana (http://wyborcza.pl/TylkoZdrowie/1,137474,19014952,bieganie-dziala-jak-marihuana.html) - więc wiadomo za co Ciebie zapudłowali;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo brawo!
    To się nazywa walor krajoznawczy ;)

    OdpowiedzUsuń