piątek, 20 października 2017

7 Niepoślipka

Gdyby lampiony miały myśli samobójcze, to same by się powiesiły... Niestety, lampiony przygotowane na Niepoślipkę takich myśli nie miały, więc po Gliniankowej Pętli i szybkich zakupach wybraliśmy się do lasu, żeby rozwiesić ile się da. Dało się jedną torbę, co stanowiło prawie połowę wszystkich lampionów. Ostatnie wieszaliśmy już prawie po ciemku, bez latarek. Po powrocie do domu jeszcze zostało parę "drobiazgów" do zrobienia typu upieczenie ciasta, przygotowanie reszty lampionów, dokończenie wzorcówek, wydrukowanie list startowych i inne niezbędne drobne czynności, na których zeszło nam niemal do północy.
W niedzielę zerwaliśmy się  (ja to akurat się zwlekłam) koło szóstej, dopakowaliśmy autko i ruszyli do Ostrówka. Tomek z torbą lampionów wysiadł wcześniej, a ja pojechałam zakładać bazę. Na parkingu spotkałam się z Chrumkającą Ciemnością - Michałowi wręczyłam lampiony do wieszania, a Agnieszkę zgarnęłam do pomocy w bazie. Najbardziej martwiłam się żeby nikt nie połamał nóg przed albo w trakcie zawodów, bo do bazy dochodziło się drewnianymi pomostami, które po deszczu stawały się makabrycznie śliskie, a od rana siąpiło i mżyło. W końcu wymyśliłam, że trzeba je posypać piaskiem i faktycznie pomogło. Trzeba przyznać, że i nam organizacja bazy i chłopakom wieszanie lampionów poszło sprawnie i zanim zjawili się pierwsi uczestnicy, wszyscy byliśmy silni, zwarci i gotowi. Na wszystko!

Gotowi!

Ja i Agnieszka zasiedliłyśmy sekretariat, a panowie zajęli się startowaniem zawodników. Startowali wszystkie cztery trasy i nawet nie mogłam podpatrzeć reakcji na mój etap - przypadł do gustu, czy nie?
Etap Tomka tezety długo oglądały z każdej strony.

A kiedy już udało się wszystkich wyekspediować do lasu rozpaliliśmy (nie bez trudu) ognisko, rozłożyli trasę Mini InO i zorganizowali jedzonko.

 Dla każdego coś smacznego.
A potem zrobiło się już największe zamieszanie - jedni wracali z pierwszego etapu, drudzy chcieli startować w Mini InO, inni iść już na drugi etap, część jadła, więc trzeba było zerkać czy niczego nie brakuje, a w międzyczasie oczywiście sprawdzaliśmy karty startowe tych co wrócili. W pewnym momencie już marzyłam o tym, żeby wszyscy poszli na drugi etap, bo jak nie, to za chwilę zwariuję. Ja to jednak jestem mało odporna na trudnosterowalny tłum. W ogóle na tłum. A już przemawianie do tłumu to makabra, zwłaszcza z moim zanikającym głosem. Czekało mnie to na zakończenie imprezy, bo planowaliśmy zrobić małą oficjałkę - z wręczaniem dyplomów i upominków. Oczywiście wszystko poszło w odwrotnej kolejności niż planowaliśmy, bo jedni chcieli natychmiast wracać do domu po etapach, drudzy byli skłonni trochę poczekać, a innym w ogóle nigdzie się nie spieszyło. I jak pogodzić tak skrajne interesy? Jakimś cudem udało się ogarnąć sytuację, wręczyć co było do wręczenia i oficjalnie zakończyć imprezę. Zakończyć to zakończyliśmy tę część z uczestnikami, bo zostało jeszcze rozbrojenie bazy i pozbieranie lampionów. Chrumkający i Tomek ruszyli w las, a ja z Krzysztofem (dzięki dobry człowieku!) zajęliśmy się bazą. Potem mieliśmy jeszcze zebrać parę lampionów, ale co podeszliśmy na wskazane przez wzorcówkę miejsce, to lampionu nie było. Usiłowaliśmy dodzwonić się do Tomka i Chrumkających, bo może zebrali nasz teren, ale gdzie by się tam w lesie dodzwonił - nie ma opcji. Ponieważ zaczynała się szarówka, a my oczywiście nie mieliśmy ani kawałka latarki, postanowiliśmy wrócić do samochodu i spokojnie czekać na powrót reszty ekipy. Sądziliśmy, że nastąpi to szybko, no bo ciemno, a spryciarze poszli w ten las z latarkami, a już na Tomka to czekaliśmy strasznie długo. On w tym czasie rozsiewał po lesie narzędzia do wyciągania zszywek i pewnie dlatego tak długo mu zeszło, bo siłą woli to jednak trudno zszywki wyjmować.  Następnego dnia i tak musiał pojechać w teren zawodów jeszcze raz - po lampiony, których nie dali rady zebrać Chrumkający.
Podsumowując - fajne jest robienie imprez, ale najfajniej jest już po ich zakończeniu:-) W każdym razie na ten rok mam już dość!

1 komentarz:

  1. 53 year-old Account Executive Jamal Gudger, hailing from Etobicoke enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Ghost hunting. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. zerknij na strone internetowa

    OdpowiedzUsuń