W niedzielę zerwaliśmy się (ja to akurat się zwlekłam) koło szóstej, dopakowaliśmy autko i ruszyli do Ostrówka. Tomek z torbą lampionów wysiadł wcześniej, a ja pojechałam zakładać bazę. Na parkingu spotkałam się z Chrumkającą Ciemnością - Michałowi wręczyłam lampiony do wieszania, a Agnieszkę zgarnęłam do pomocy w bazie. Najbardziej martwiłam się żeby nikt nie połamał nóg przed albo w trakcie zawodów, bo do bazy dochodziło się drewnianymi pomostami, które po deszczu stawały się makabrycznie śliskie, a od rana siąpiło i mżyło. W końcu wymyśliłam, że trzeba je posypać piaskiem i faktycznie pomogło. Trzeba przyznać, że i nam organizacja bazy i chłopakom wieszanie lampionów poszło sprawnie i zanim zjawili się pierwsi uczestnicy, wszyscy byliśmy silni, zwarci i gotowi. Na wszystko!
Gotowi!
Etap Tomka tezety długo oglądały z każdej strony.
Dla każdego coś smacznego.
A potem zrobiło się już największe zamieszanie - jedni wracali z pierwszego etapu, drudzy chcieli startować w Mini InO, inni iść już na drugi etap, część jadła, więc trzeba było zerkać czy niczego nie brakuje, a w międzyczasie oczywiście sprawdzaliśmy karty startowe tych co wrócili. W pewnym momencie już marzyłam o tym, żeby wszyscy poszli na drugi etap, bo jak nie, to za chwilę zwariuję. Ja to jednak jestem mało odporna na trudnosterowalny tłum. W ogóle na tłum. A już przemawianie do tłumu to makabra, zwłaszcza z moim zanikającym głosem. Czekało mnie to na zakończenie imprezy, bo planowaliśmy zrobić małą oficjałkę - z wręczaniem dyplomów i upominków. Oczywiście wszystko poszło w odwrotnej kolejności niż planowaliśmy, bo jedni chcieli natychmiast wracać do domu po etapach, drudzy byli skłonni trochę poczekać, a innym w ogóle nigdzie się nie spieszyło. I jak pogodzić tak skrajne interesy? Jakimś cudem udało się ogarnąć sytuację, wręczyć co było do wręczenia i oficjalnie zakończyć imprezę. Zakończyć to zakończyliśmy tę część z uczestnikami, bo zostało jeszcze rozbrojenie bazy i pozbieranie lampionów. Chrumkający i Tomek ruszyli w las, a ja z Krzysztofem (dzięki dobry człowieku!) zajęliśmy się bazą. Potem mieliśmy jeszcze zebrać parę lampionów, ale co podeszliśmy na wskazane przez wzorcówkę miejsce, to lampionu nie było. Usiłowaliśmy dodzwonić się do Tomka i Chrumkających, bo może zebrali nasz teren, ale gdzie by się tam w lesie dodzwonił - nie ma opcji. Ponieważ zaczynała się szarówka, a my oczywiście nie mieliśmy ani kawałka latarki, postanowiliśmy wrócić do samochodu i spokojnie czekać na powrót reszty ekipy. Sądziliśmy, że nastąpi to szybko, no bo ciemno, a spryciarze poszli w ten las z latarkami, a już na Tomka to czekaliśmy strasznie długo. On w tym czasie rozsiewał po lesie narzędzia do wyciągania zszywek i pewnie dlatego tak długo mu zeszło, bo siłą woli to jednak trudno zszywki wyjmować. Następnego dnia i tak musiał pojechać w teren zawodów jeszcze raz - po lampiony, których nie dali rady zebrać Chrumkający.Podsumowując - fajne jest robienie imprez, ale najfajniej jest już po ich zakończeniu:-) W każdym razie na ten rok mam już dość!
53 year-old Account Executive Jamal Gudger, hailing from Etobicoke enjoys watching movies like "Rise & Fall of ECW, The" and Ghost hunting. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Ferrari 330 TRI/LM Spider. zerknij na strone internetowa
OdpowiedzUsuń