Wiem, że jestem opóźniona, ale nie wyrabiam na zakrętach, bo Niepoślipka lada moment, a do kompletu jesienna chandra, katar i w ogóle.
A tu o Smoku trzeba by parę słów... Do organizacji Smoka zgłosiłam się sugerując przydział zadań typu jazda na szmacie, sprzątanie kibla, ewentualnie sekretariat czy pieczenie ciast (czyli zajęcia mało wymagające intelektualnie), a skończyło się jak zwykle na nocnych etapach TP i TT. W sumie to i tak lepsza fucha niż etapy dzienne, bo zawsze jest szansa, że na nocne nikt nie pójdzie i potem nie będzie zawracał gitary, że to czy tamto było nie tak. W bólach urodziłam dwie mapy, bo jednak jak już coś robię, to staram się to zrobić w miarę przyzwoicie, za to wzorcówkę udało się nam skopać, bo pomyliliśmy dwa podobne zakola ulicy, ale oczywiście nie zauważyliśmy tego.
Do Siedlec pojechaliśmy w piątek po południu zaliczając wszystkie możliwe korki. Ponieważ Tomek też robił etapy nocne, to w piątek w sumie mieliśmy luzik, w związku z czym ogarnialiśmy bazę, żeby odciążyć tych co się cały dzień wieszali w lesie. Uczestników zamiejscowych, czyli nocujących nie było dużo, był więc spokój i nawet mieliśmy czas iść na mini ino. W sobotę rano pilnowaliśmy bazy, a jak udało się nam wypchnąć za drzwi ostatniego uczestnika, sami pojechaliśmy na etap niespodziankę. Etap był super i wyglądał tak:
Jak już uznaliśmy, że jesteśmy dostatecznie rozerwani, wzięliśmy się do roboty i rozstawiliśmy etapy Tomka, a na moje brakło czasu, bo musieliśmy wracać do bazy. Tylko my mieliśmy wszelkie klucze, a uczestnicy kończyli swoje etapy i mogli wyrazić chęć powrotu do szkoły. Do obiadu mieliśmy jeszcze godzinkę, więc ustaliliśmy, że ja zostaję pilnować bazy, a Tomek rozwiesi chociaż część mojej trasy. Przystałam na takie rozwiązanie z ochotą, bo zupełnie nie wiedziałam gdzie wieszać te moje lampiony - pierwszy raz w życiu zrobiłam trasy nie będąc na wizji lokalnej w terenie i nie miałam zupełnie wyobrażenia gdzie co jest. Po obiedzie podjechaliśmy jeszcze powiesić lampiony "miejskie" ze wszystkich naszych tras, a po powrocie i czynnościach ratujących wizerunek organizatorów (czyli ręcznym sporządzeniu listy wyników etapów dziennych) zostało nam już tylko wypuszczanie uczestników na trasy. Tomek miał przekichane, bo start jego etapów był w terenie, ja miałam luksus, bo moi startowali z bazy. O dziwo, znaleźli się chętni i na TP i na TT. Na TP poszły całe dwa zespoły, w tym jeden złożony z organizatorek, ale zawsze:-) Na TT w sumie też dwa zespoły, ale jednoosobowe i nie złożone z organizatorów. Jednym słowem - mapy mi się nie zmarnowały. Po powrocie Mariusza z trasy TT wyszedł na jaw nasz błąd we wzorcówce, co wywołało u mnie niekłamaną konsternację, no bo tak się pomylić.... Ostatecznie udało się ogarnąć sytuację, sprawdzić wyniki i nagrodzić wyjeżdżających jeszcze nocą uczestników. Potem z trasy zaczęło wracać TU i TZ i w bazie zrobił się ruch. Ponieważ uczestników było stosunkowo niewielu, nikt nie składał protestów, skarg i zażaleń na wyniki, więc jeszcze o całkiem przyzwoitej porze mieliśmy podliczone wyniki, wypisane dyplomy (jam to uczyniła nie chwaląc się, jako jedyna pismata w klubie - czytelnie pismata) i porozdzielane nagrody. I mogliśmy się wyspać! Normalnie ewenement przyrodniczy.
W niedzielę sprawnie nagrodziliśmy zwycięzców, a potem była niezła jazda... Na miotłach.
Jeszcze tylko zaliczyliśmy ostatni etap, a nawet cztery - TP, TT, TU i TZ, czyli zbieranie lampionów i na obiad udało się wrócić do domu.
A od poniedziałku ostro wzięliśmy się za Niepoślipkę.
Protestów i zażaleń nie było nie przez małą ilość zawodników, tylko dzięki temu, że wyniki od razu były dobrze policzone a drobne błędy były korygowane bez potrzeby składania protestów :)
OdpowiedzUsuńStaraliśmy się jak mogliśmy - dzięki za docenienie:-)
Usuń41 year-old Legal Assistant Giles Worthy, hailing from Shediac enjoys watching movies like Planet Terror and Wood carving. Took a trip to Belovezhskaya Pushcha / Bialowieza Forest and drives a Ferrari 250 GT Series 1 Cabriolet. link strony
OdpowiedzUsuń