czwartek, 9 stycznia 2020

FalInO

Lubię biegać w Falenicy, bo to jedno z niewielu miejsc, gdzie nie boję się, że zabłądzę i nigdy się nie odnajdę. Tak - wreszcie zaczęło się FalInO i w sobotę przed południem ruszyliśmy w "nasz" las. Zanim ruszyliśmy, musieliśmy jeszcze zaparkować, co okazało się mocno utrudnione, bo wszystkie ulice były zastawione, ale po objechaniu całego terenu, w końcu się udało.
Pierwsze dwa punkty miałam na podwórku szkolnym, więc łatwizna. Już przy drugim po piętach deptała mi Zuza, która wystartowała tuż po mnie. Na trójkę musiałyśmy biec innymi wariantami, bo nie widziałam jej ani przed sobą, ani za sobą i spotkałyśmy się gdzieś w okolicy punktu. A potem cały czas tak się przeplatałyśmy i tylko trochę mnie dziwiło czemu ona tak uparcie trzyma się ścieżek. Las był przebieżny i to co traciłam na szybkości, nadrabiałam lecąc na skróty. Dopiero gdzieś w połowie trasy okazało się, że Zuza zapomniała kompasu i leci bez. Noo, to wiele wyjaśnia:-)
Nawigacyjnie, jak zresztą na ogół na FalInO, było łatwo, a najbardziej na tej imprezie podoba mi się to, że lampiony nie są chowane, tylko z daleka dają po oczach. Tak więc nie zgubiłam się, nie miałam problemów ze znalezieniem punktów i mogłabym odtrąbić sukces, gdyby nie moje tempo. Takie bardziej żałosne. Pod górę wręcz marszowe. Moja kondycja, która zresztą nigdy nie była zbyt nachalna, obecnie zaginęła w mrokach niepamięci. Tym bardziej zdziwiłam się, kiedy zobaczyłam wyniki - byłam gdzieś w połowie stawki, a nie na szarym końcu. To może jeszcze jest jeszcze dla mnie jakaś nadzieja...


Moja trasa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz