niedziela, 16 lutego 2020

Parkrun i WesolInO

Pewnie po przygodach na BPK-u wszyscy czekacie na opowieść, jak się haniebnie zgubiłam na WesolInO, a tymczasem  - chała! Wcale się nie zgubiłam! Nooo, prawie wcale. Ale przyznam się - poszłam na łatwiznę. Zapisałam się na trasę C, a pobiegłam na B. Dlaczego? Kiedy dojechaliśmy do Wesołej po parkrunie (będzie i o parkrunie, będzie),Karolina właśnie skończyła swój bieg i od razu zasypaliśmy ją pytaniami - jak było? Okazało się, że mapa kategorii C jest bez drożni i ona na trasie spędziła prawie godzinę. Ponieważ mi zawsze schodzi to co najmniej dwa razy dłużej niż Karolinie, jak nic musiałabym siedzieć w lesie dwie godziny. Bez gwarancji, że kiedykolwiek z tego lasu wyjdę. A tymczasem nie miałam tyle czasu, bo wieczorem szykowałam imprezę rodzinną i musiałam trochę postać przy garach i polatać na miotle.
Trasa B miała niecałe 3,5 kilometra i tylko 10 PK. Trochę mało, ale co poradzić. Punkty zasadniczo były łatwe, teren obiegany, więc szło dobrze. Aż do PK 7. Z szóstki na siódemkę było dość daleko, punkt w dole, a dookoła milion podobnych dołów. Pamiętałam, że na mapie północ jest przekoszona o kilka stopni, ale nie pamiętałam o ile, postanowiłam więc biec na azymut z mapy, a potem czesać. Choć trochę czasochłonna metoda, to skuteczna i siódemkę znalazłam. W nagrodę do ósemki poleciałam idealnie,a czemu w drodze na dziewiątkę nagle skręciłam na południe, to nie wiem. Kiedy dobiegłam do poprzecznej ścieżki, to nawet się nie zmartwiłam, bo punkt był zaznaczony w dość charakterystycznym miejscu i byłam pewna, że sobie poradzę. Oczywiście najpierw natknęłam się lampion z trasy C i dobrze, że mam nawyk sprawdzania kodów, bo byłaby NKL-ka. Jeszcze tylko dziewiątka i meta.

Przy dwójce włączyłam zapisywanie trasy.

A wracając do parkruna. Ponieważ ostatnio na każdym poprawiam się o około minutę, więc tym razem pasowało mi złamać 29 minut. Rozgrzewka przed biegiem nie nastrajała mnie optymistycznie, bo nogi miałam jak z ołowiu i nie nadążałam z oddychaniem. Kiedy jednak ruszyliśmy okazało się, że utrzymuję tempo grupy i jakoś specjalnie nie odczuwam tego boleśnie. Przy drugim okrążeniu zaczęła mi kiełkować nadzieja, że nie będzie źle, a potem wystarczyło nie zwalniać. Dałam radę i na metę wpadłam z czasem 28.26.Sukces na miarę moich możliwości, w pełni mnie satysfakcjonujący. Tylko jak na kolejnym biegu złamać 28 minut????

Ostatnie metry przed metą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz