Trasa B miała niecałe 3,5 kilometra i tylko 10 PK. Trochę mało, ale co poradzić. Punkty zasadniczo były łatwe, teren obiegany, więc szło dobrze. Aż do PK 7. Z szóstki na siódemkę było dość daleko, punkt w dole, a dookoła milion podobnych dołów. Pamiętałam, że na mapie północ jest przekoszona o kilka stopni, ale nie pamiętałam o ile, postanowiłam więc biec na azymut z mapy, a potem czesać. Choć trochę czasochłonna metoda, to skuteczna i siódemkę znalazłam. W nagrodę do ósemki poleciałam idealnie,a czemu w drodze na dziewiątkę nagle skręciłam na południe, to nie wiem. Kiedy dobiegłam do poprzecznej ścieżki, to nawet się nie zmartwiłam, bo punkt był zaznaczony w dość charakterystycznym miejscu i byłam pewna, że sobie poradzę. Oczywiście najpierw natknęłam się lampion z trasy C i dobrze, że mam nawyk sprawdzania kodów, bo byłaby NKL-ka. Jeszcze tylko dziewiątka i meta.
Przy dwójce włączyłam zapisywanie trasy.
A wracając do parkruna. Ponieważ ostatnio na każdym poprawiam się o około minutę, więc tym razem pasowało mi złamać 29 minut. Rozgrzewka przed biegiem nie nastrajała mnie optymistycznie, bo nogi miałam jak z ołowiu i nie nadążałam z oddychaniem. Kiedy jednak ruszyliśmy okazało się, że utrzymuję tempo grupy i jakoś specjalnie nie odczuwam tego boleśnie. Przy drugim okrążeniu zaczęła mi kiełkować nadzieja, że nie będzie źle, a potem wystarczyło nie zwalniać. Dałam radę i na metę wpadłam z czasem 28.26.Sukces na miarę moich możliwości, w pełni mnie satysfakcjonujący. Tylko jak na kolejnym biegu złamać 28 minut????
Ostatnie metry przed metą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz