niedziela, 1 marca 2020

Ech te dołki....

Falenica zawsze kojarzy mi się z dzieciństwem. Zawsze czekam na punkty gdzieś koło domu, w miejscach gdzie się za młodu bawiłem. Były już kiedyś lampiony w dołku, gdzie budowaliśmy ziemiankę, był lampion w dołku, gdzie graliśmy na gitarach… Ciekawe gdzie będzie na tym FallInO?

Janek zapowiedział trasę ponad 8 km, czyli jakieś 10 km w praktyce. Jak nic pobiegniemy gdzieś do Pomnika Lotników – choć z drugiej strony mapa BnO tak daleko nie sięga. Zobaczymy.

Dostaliśmy mapę i pobiegliśmy. Tak dla jasności – tradycyjnie po Parkrunie, gdzie zacząłem umierać po trzecim kilometrze. Jeszcze nie udało mi się pobić życiówki z zeszłego roku, ale zaczyna się regularność zwiastująca, że niedługo się to uda;-)

Takie rzeczy to tylko na Parkrunie;-)

Pierwszy PK gdzieś tam za zabudowaniami koło startu FBG. Oczywiście pobiegłem nieoptymalną ścieżką, ale i tak wyprzedziłem zawodnika z trasy B, który startował w tej samej lub nawet wcześniejszej minucie. PK 2 za wydmą FBG. Nawet bezproblemowo udało mi się przedrzeć przez szpaler Biegaczy Górskich – biegali jakoś tak niemrawo;-). Przy odbiegu z PK 2 zaliczony pierwszy orzeł (jak się próbuje patrzeć na mapę w czasie biegania, to widomo ;-) PK 3 na przepuście przy cmentarzu. Dobiegam samotnie, bo zgubiłem zupełnie zawodnika, co go wyprzedziłam przy PK 1. Dobiegam i nie ma lampionu. Wczołguję się do przepustu, na wszelki wypadek sprawdzam z drugiej strony drogi – lampionu brak. Przybiega jakaś dziewczyna i także szuka, ale lampionu nie ma. Ponad minuta straty na szukanie tego, czego nie ma. Lecę dalej. Tym razem skrótem, co go nie obczaiłem na jednej z poprzednich edycji. Strasznie długi przebieg. Na wydmie za ul. Podkowy miga mi Ula w bajecznie kolorowym stroju biegowym. Potem gdzieś ginie i nagle pojawia mi się za plecami gdy dobiegam do młodnika pod Łysą. Musiała pobiec jakoś dziwnie naokoło. Mam PK 4. Pod PK 5 można podbiec ścieżką i tylko końcówkę na azymut. Przyspieszam. PK 5 ma być gdzieś przy młodniku. Ścieżka się kończy, widzę młodnik, więc biegnę na azymut, a właściwie na oko. Za młodnikiem ma być dołek i lampion. Tyle, że nie ma ani dołka, ani lampionu. Pojawia się zaś ścieżka na szczycie wydmy. Okrążam młodnik – jakaś grupka śniadaniuje na stoliku wbitym w ziemię. Zerkam zdezorientowany na mapę… może to nie ten młodnik? Rozglądam się – coś tam dalej widać gęściejszego i jakaś taka „polanka”, a PK 5 miał być na końcu podłużnej polanki. Biegnę tam. Widzą tylko starszego Paprocha gnającego w poprzek. Staję i patrzę na mapę – może oni biegną do PK 13? To byłbym za daleko na południe. Wracam, ale coś mi się nie zgadza. Dostrzegam jeszcze jedne zarośla, ruszam w ich kierunku… i widzę przed sobą strzelnicę. Dobra – wiem gdzie jestem. I olśnienie – ten młodnik ma być po drugiej stronie wydmy. Zawracam. Po chwili z naprzeciwka nadbiega Ula, którą odsadziłem przed poprzednim PK – ona już jest po PK 5, a ja dopiero do niego biegnę;-( Dobre 6 minut w plecy;-(

Teraz zaczyna się hardcore – PK 6 – teren gdzie wariuje kompas (tak, tu są anomalie i można się fajnie zakręcić patrząc na igłę kompasu), a sam lampion na jakimś mało widocznym dołku w praktycznie płaskim terenie. Dodatkowo teren jest pokryty ściętymi gałęziami i odrostami. Zostaje próbować lecieć na wskazania niedokładnego kompasu. Dołek po chwili znajduję, ale nie w tym miejscu co się go spodziewałem. Późniejsza analiza śladu potwierdza moje obiekcje – lampion był nie w tym dołku co trzeba;-( Przede mną PK 7. Także niełatwy do znalezienia. Na azymucie znajduję serię dużych dołów. Odmierzam się od ostatniego, mam gdzieś po prawej mieć plamkę zieleni, a szukam jakiegoś fragmentu ogrodzenia. Nie znajduję, lampionu także nie widzę. Widzą dalej ścieżkę, którą jedzie rowerzysta – muszę być za daleko. Wracam i dostrzegam lampion – stanowczo za daleko od miejsca gdzie go szukałem. I oczywiście żadnego ogrodzenia nie widać. Znowu późniejsza analiza śladu mówi, że mógłbym go szukać długo, bo na mapie był zaznaczony w innym miejscu.

Na czerwono miejsca gdzie wisiały lampiony

Dobra, lecimy dalej, choć oba te punkty to po 2-3 minuty straty. Na PK 8 pasuje biec po prostej przez teren odkryty. Tyle, że teren odkryty okazuje się młodnikiem, takim ze 2-3 metry wysokości, więc zupełnie nieprzebieżnym. Trzeba okrążać. W nogach po Parkrunie i sześciu km FallInO zaczyna brakować siły. Pod wydmę do PK 9 podchodzę, a nie podbiegam. Dobrze, że dalej jest z górki;-) Ale przynajmniej zaczyna iść dobrze z trafianiem na punkty. Na PK 15, koło ul. Narcyzowej wyprzedza mnie jakiś szybkobiegacz – biegnie tak na oko dwa razy szybciej niż ja!

PK 16 tuż obok mojego domu – do mety jeszcze 4 punkty. PK 17 w dołu, gdzie mieliśmy swoją bazę w dzieciństwie (ale dołek się zmienił, las wyrósł, ledwo można poznać). Przy PK 17 dogania mnie konkurencja. Ale taka biegnąca ostatkiem sił. Pod górę chodzi, biegnie niemrawo – jednak ciut szybciej niż ja. PK 20 znowu stoi nie w tym dołku co powinien, ale tu mapa od zawsze jest mało aktualna. Uff, nareszcie dobieg do mety, choć z powodu wpadek i problemów z lokalizacją PK wynik niezbyt rewelacyjny;-( Tym razem lepiej poszło Renacie – czekała na mnie już na mecie, gdy dobiegłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz