piątek, 22 maja 2020

TNCZ w Zielonce!

Zrobili nam InO koło domu! Wyjątkowe, takie TNCZ, ale w odmianie turystycznej.

Akurat we wtorek przestało padać, więc postanowiliśmy to turystyczne InO odwiedzić. Tym bardziej, że spontanicznie na środę zapisaliśmy się na coś dłuższego – taki mały 6-cio godzinny rogaining lub odpowiednio półmaraton – nie należało się więc przemęczać.

Na start – prawie kilometr – pod budynkiem, w którym to dwadzieścia kilka lat temu pracowałem;-) Dalej w las po ściętych gałęziach w poszukiwaniu jedynego w okolicy ubytku w skorupie ziemskiej czyli dołka. Udało się – znaleźliśmy dołek i kolorowe oznaczenie na drzewie – bo ta trasa nietypowa – zmywalnym sprayem pomalowane różne literki na drzewach;-)

Tu jest dołek i literki na drzewie!
Renata zadecydowała, że do drugiego PK idziemy „na azymut”. Azymut - wiadomo rzecz święta – więc brnęliśmy przez te ścięte gałęzie, jakieś czepliwe jeżyny i inne takie. Znowu się udało;-) Po tym doświadczeniu – już drogami pomaszerowaliśmy dalej. Dalej w kierunku odgłosów warczenia. Po chwili odgłosy się nasiliły, jakieś metalowe potwory buszowały wokoło i pojawiła się tabliczka –taka żółta z ludzikiem, drzewka i tekstem o ścince i jakimś zakazie. Popatrzyliśmy po sobie – kto nam będzie zakazywał w naszym lesie??? Szczególnie, że z naprzeciwka pomimo zakazu jakaś rodzina wesoło zasuwała. Poszliśmy więc omijając warczące maszyny bokiem. Kolejny dołek – oszczędzili specjalnie drzewo z wymalowaną kolorowym sprayem literką! Wiadomo: leśnicy – nasi ludzie;-)

Oryginalny widmowy lampion;-)

Dalej poszliśmy już w spokojniejsze rejony szukać niewielkich dołków występujących w sporej ilości. Dołki nam znane, sami stawialiśmy tu lampiony;-)

Przez teren dotknięty wycinką, przez doły, w których wygrywaliśmy kiedyś po raz pierwszy trasę na WiMnO dotarliśmy do umownej granicy Zielonki i Rembertowa – linii energetycznej.

Przy szukaniu punktów w rowach spotkaliśmy dwa łosie. Najpierw zwierzęta wycofały się w gęstwinę, a potem ciekawe zerkały na nas zza drzewa, patrząc po co włóczymy się po ich lesie;-)

Pomachaliśmy sympatycznym łośkom i poszliśmy dalej, do kolejnych rowów i dołków. Miejsc gdzie tradycyjnie wszyscy (łącznie z nami) stawiają lampiony;-) Prawie „na pamięć” odwiedziliśmy kolejne znane miejsce.
Na sam koniec zostawiliśmy sobie punkt G. Kiedyś Renata miała zebrać postawiony na tym rowie lampion – wtedy szło jej jakoś długo, bo nie mogła go znaleźć. Tym razem trafiliśmy bezbłędnie:-)

Punkt G?
Jeszcze tylko przedarcie się przez krzaki i dotarliśmy na metę. W czasie i z kompletem punktów. Kilometr dreptania do domu i z przepisowych 4,2km wyszło nam prawie 8. Nie ma to jak odpoczynek przed zawodami;-)

Selfie sponsoruje literka "M"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz