czwartek, 11 marca 2021

GPS-O, a indeks dzieł zakazanych.

GPS-O wyskoczył tak z głupia frant w środku tygodnia i dałam się zapisać chyba tylko z zaskoczenia. Bałam się biegania po zmroku, ale okazało się, że jest opcja wystartowania już koło szesnastej, więc nie czekając na powrót Tomka z pracy, pojechałam do Międzylesia. Miałam to szczęście, że impreza odbywała się tam, gdzie potrafię dojechać:-)
Zanim dopchałam się do organizatora i zanim udało się pokonać wszystkie trudności techniczne, zrobiło się już dość późno, ale wciąż miałam szansę dobiec na metę za dnia. Na wszelki wypadek jednak do kieszeni wsunęłam czołówkę.
Najpierw nie chciał mi się odbić start. Krążyłam dookoła czekając na pipnięcie, a w tym czasie inni biegli już w las. W końcu wróciłam do organizatora i Michał coś tam pogrzebał mi w telefonie. Zadziałało.
Jakoś nie mogłam ogarnąć w która ścieżkę mam wbiec, wiec pobiegłam tak jak moi poprzednicy, a ponieważ przed sobą widziałam plecy Marcina, więc patrzyłam gdzie się kieruje. W końcu dopasowałam rzeczywistość do mapy i plecy mogłam sobie odpuścić.
Z dwójki na trójkę musieliśmy przebiec koło startu/mety, co niektórym powodowało zakończenie biegu przez aplikację, mi na szczęście telefon w ogóle nie chciał pikać i olał metę. Jedyne co, to zdziwiłam się na tak poprowadzoną trasę. Do trójki planowałam biec ścieżką i nawet zaczęłam, ale po kilkunastu metrach ścieżka zanikła, więc przedzierałam się na azymut. Punkt miał stać na skrzyżowaniu na drugiej poprzecznej drodze. Dotarłam do drugiej poprzecznej, jeszcze z daleka zobaczyłam odbiegającą Hanię i zaczęłam szukać słupka. Ani w prawo, ani w lewo nie było. Z lekka się zirytowałam, szczególnie, że dłonie przymarzały mi do kompasu, a stojąc w miejscu nie mogłam się rozgrzać. Postanowiłam zejść na południe do drogi i albo wrócić na metę i olać zabawę, albo powalczyć w zależności, czy będzie się od czego namierzyć. Biegłam w jakimś dziwnym kierunku, nic się nie zgadzało i znowu w oddali zobaczyłam Hanię. Postanowiłam jeszcze sprawdzić gdzie tym razem była i o dziwo, włażąc w kolejną ścieżkę natknęłam się na punkt. A miał być na drugiej, a nie trzeciej ścieżce. Niby na mapie były fragmenty tej pośredniej ścieżki, ale mapa a rzeczywistość to były dwie zupełnie różne rzeczy. Kręciłam się koło słupka czekając na pipnięcie aplikacji, ale gdzie tam. Musiałam wymusić podbicie punktu. Cała zabawa z trójką zajęła mi 12 minut!
Czwórkę znalazłam bez trudu, bo dobieg tylko drogami, podobnie do piątki i tylko końcówka na azymut. Z tym azymutem to też był problem, bo na mapie nie było ani jednego południka. Nic, zero, null. Założyłam, że mapa jest zorientowana i co chwilę składałam kartkę, żeby odmierzać się od jej równego brzegu. Azymut wychodził taki z lekka przybliżony i nigdy nie było wiadomo gdzie się dojdzie. Między drogą a piątką teren się nie zgadzał, bo w naturze widziałam okazały, gęsty młodnik, a na mapie przebieżny las. Na szczęście pamiętałam to miejsce z innych zawodów, więc piątkę udało się znaleźć. I czwórkę i piątkę musiałam podbijać ręcznie, bo nie pipało samo z siebie. I takie to ułatwienie z tą aplikacją.
Do szóstki teoretycznie prowadziła ścieżka, ale w praktyce wcale jej nie było i tylko gdzieniegdzie drzewa rosły w większych odstępach od siebie. Znowu posiłkowałam się kompasem i jakoś się udało.
Siódemka wkurzyła mnie na maksa. Miała stać na końcu trzeciej poprzecznej ścieżki, ale mimo, że szłam zgodnie z kompasem, udało się namierzyć tylko pierwszą ścieżkę, drugiej i trzeciej już nie było. Nie było w realu, bo na mapie widniały jak byk. Byłam pewna, że właściwe miejsce już minęłam, więc zeszłam do drogi i znowu pojawiła się myśl o powrocie na metę. Ruszyłam w jej kierunku. W jednym miejscu las wydał mi się jakby rzadszy, więc stwierdziłam, że zgodnie ze standardem mapy może to być ścieżka i postanowiłam sprawdzić. Faktycznie - była i punkt też się znalazł. Byłam już tak zniesmaczona niedokładną mapą, że myśl o powrocie na metę wcale mi nie przeszła. Postanowiłam jednak ćwiczyć się w cnocie cierpliwości, opanowania i hamowania wściekłości. Z najwyższą niechęcią ruszyłam więc w stronę ósemki. Szansa na jej znalezienie była spora, bo miała stać przy drodze. Faktycznie, obyło się bez problemów, pominąwszy fakt, że nie chciała się samoczynnie podbić. Do dziewiątki nawet nie próbowałam skracać na azymut, bo na mapie było trochę zielonego, a biorąc pod uwagę jak mapa kłamie, mogła być tam istna dżungla. Obiegłam ścieżkami, które wyjątkowo były widoczne w terenie.
Dziesiątkę pamiętałam z poprzednich kilku zawodów i wiedziałam, że jest źle na mapie oznaczona. Wiedza ta bynajmniej nie ułatwiła mi jej odnalezienia, a kiedy wreszcie natknęłam się na słupek i usiłowałam ręcznie wymusić podbicie, to dowiedziałam się, że jestem za daleko od właściwego miejsca. Super. Odeszłam więc kilkanaście kroków w stronę drogi i w końcu dostałam pozwolenie na podbicie.
Jedenastka była daleko, a biegło się do niej drogą i nic nie trzeba było nawigować. Taki trochę bezsensowny przebieg nic nie wnoszący do zabawy. Chyba autorowi trasy pod koniec już wyczerpała się koncepcja. Po drodze spotkałam Tomka, który był gdzieś na początku swojej trasy i czekała go nocna przeprawa z tą dziwną mapą. Jedenastka, a potem meta oczywiście nie chciały pipnąć, ale przyjęłam to już za standard.
Udało się pokonać całą trasę przed zapadnięciem zmroku, a latarka służyła jedynie jako obciążnik kieszeni. I dobrze.
Już po biegu skojarzyłam, że z mapą na której biegaliśmy zawsze były jakieś problemy. Nie zgadzają się ścieżki, położenie niektórych punktów, a dołki to zupełna abstrakcja. Doły, z których wystaje mi czubek głowy na mapie znaczone są jako v, a ich ilość ma się nijak do rzeczywistości. Uważam, że ta przeklęta mapa w ogóle powinna być obłożona anatemą i znaleźć się na indeksie dzieł zakazanych, a organizatorzy, którzy ośmielą się jej użyć powinni być paleni na stosie.
W sumie jedyną (jak dla mnie oczywiście) zaletą zawodów był fakt, że się odbyły i spaliłam trochę kalorii. Doceniam też pracę Michała, bo przygotowanie zawodów to nie jest jak pstrykniecie palcami i już, tylko poświęcony czas i praca. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz