200% rzeźnika
Zgodnie z podjętym zobowiązaniem wystartowałem w
„pełnodystansowym” BnO. I rundzie FalInO w kategorii Open-M. 20PK 5,5km. Moje tereny, tu się wychowałem od
małego. Wprawdzie przez te kilkanaście
lat sporo się zmieniło: pole gdzie rosły zboża – teraz to osiedle luxdomków,
Czerwonka wyasfaltowana, nowa droga od cmentarza, a Morskie Oko zamieniło się
kałużę.
Ruszyłem żwawo, bo wiedziałem gdzie jest pierwszy PK. Po
przedarciu się przez tłum kłębiący się po odbiór numerów startowych na Biegi Górskie pewnymi drogami w las. Tu pierwszy postój - „miejscowy”,
czyli jak nie patrzeć „krajan” z tych biegających zatrzymał mnie i wypytuje co
to za zawody (jakiś mało zorientowany, bo liczba uczestników całej imprezy
bliska tysiąca, a zaparkowane samochody zajmują wszystkie pobliskie parkingi,
ulice i te bardziej przebieżne laski;-). Ale co tam, odsapnę troszkę, więc
wytłumaczyłem co i jak, gdzie można się
zapisać i inne takie.
Ok., pobiegłem dalej. Las bdb przebieżny, lampiony lśnią z
dala. Kompasu nie wyjmowałem, bo po co, choć biegałem „na azymut” i właściwie
idealnie trafiałem na wszystkie PK, nawet te, co złośliwy budowniczy rozstawił
w innym miejscu niż zaznaczył to na mapie. BnO ma ta zaletę, że dostajemy
ściągawkę jaki kod jest na lampionie i nie ma stowarzyszy, więc zabłądzić trudno. No, może poza jednym
miejscem, gdzie wstrzeliłem się o jedna drogę miedzy zabudowaniami za daleko i
musiałem ze sto metrów nadrobić. O dziwo,
po drugim PK jakoś się już biegło i przestałem zauważać, że poruszam nogami w
tempie dla mnie niespotykanie szybkim;-) Przydało się znacząco doświadczenie w
MnO – wybierałem drogę najkrótszą, lampiony znajdowałem bez patrzenia do
ściągawki z ich dokładnym usytuowaniem i dziwiłem się, że ludzie, którzy przede
mną wyruszali z danego PK do następnego dobiegają później i z dziwnego kierunku,
pomimo zdecydowanie lepszego przygotowania biegowego i wydolności (dla mnie to
znowu rekord w długości biegu po Warszawie Nocą gdzie było ok 2,5km) .
Ściągawka przydała się tylko do ostatniego PK 20, który znajdował się pomiędzy
dwoma płotami boiska. Bez jakiejś wielkiej zadyszki dotarłem na metę. Niestety
GPS załapał w połowie trasy więc tylko szacuję że było coś ponad 6km z czasem
jak się okazało 59:04! Czyli całkiem niezłe 19 miejsce!
Jako że moja Druga Połowa była w połowie trasy TP, otarłem
pot z czoła i wziąłem mapkę TP by już bez biegania zaliczyć kolejny punkcik do
odznaki InO. Zebrać kilka PK i wrócić razem z nimi. No cóż, lekki strój do
biegania więc chłodno, a i nogi jakoś tak rozbrykane po biegu, więc zacząłem
podbiegać, a potem już regularnie truchtać. PK właściwe te same (różnica w
jednym lampionie) plus jakieś zupełnie niezrozumiałe zadania. Różne zadania już
spotykałem, ale te chyba w jakimś innym języku były pisane, bo do końca nie
wiem co Autor miał na myśli.
Postanowiłem dla odmiany „przejść” trasę w odwrotnej
kolejności. Na samym początku niestety zaliczyłem bliższy kontakt z podłożem i
piękna kolorowa mapa utraciła sporo ze swojej czytelności, ale co tam,
położenie PK znam już prawie na pamięć;-)
Dopiero teraz (bo podejrzewałem że trasa turystyczna powinna
mieć jakieś „stowarzysze”) zaczynam zwracać
większą uwagę na rozstawienie lampionów. Przy
jednym z PK aż przecieram oczy, bo lampion stoi wyraźnie nie w tym dołku co na
mapie, i to o dobre kilkadziesiąt metrów! Ale nie ma nic innego więc go zbieram.
Przy okazji spotykam M.S., którego na prawie wszystkich InOckich imprezach
spotykam ostatnio;-) Biegnie na Open M więc w przeciwnym kierunku niż sobie
obrałem. Gdzieś tam po 15PK telefon, że moja druga połowa zbliża się do mety.
Przyspieszam więc kroku. Właściwie
wszystkie pozostałe PK są po drodze więc je zbieram. Jak przystało na zawody
leśne, spory kawałek drogi pokonuję chodnikiem;-) Gdy już zbliżam się do szkoły
szukam telefonu by poinformować rodzinkę, że zaraz będę, a tu siurpryza…
telefonu brak! Niezapięta kieszeń i musiał gdzieś wypaść po drodze! Na
szczęście to te ostanie 5 PK, jednak nogi już zmęczone więc myślę, że
pojedziemy szukać telefonu autem. Wpadam na metę nie szukając już dodatkowego PK21.
Okazuje się, że telefon się znalazł – tzn, znalazła go jakaś inna uczestniczka
zawodów (bo taki fajny żółty wyróżniał się na szarym poszyciu, a że żona
dodatkowo dzwoniła szukając mnie, udało się ustalić właściciela i telefon miał
szczęśliwie dotrzeć na metę. Uff odetchnąłem z ulgą, ale niestety znowu nie
będzie pełnego zapisu mojej trasy wrr…
Telefon wreszcie dotarł
szczęśliwie na metę, pokonując ostatni kawałek trasą Open-K, a ślad GPS
pozwoli mi porównać moje osiągi z osiągami innych biegaczy;-)
Reasumując – wyszło ok 12-13km z tego zdecydowana większość
pokonana tempem expresowym, jak na moje
możliwości, a rekord długości biegu pobity o jakieś niewielkie 400%. Mam
nadzieję, że moje zmaltretowane członki wrócą do stanu używalności do kolejnej
InO imprezy, która już w przyszłym tygodniu! Na razie odkrywam istnienie
dziwnych mięśni – zawsze zastanawiałem się czemu biegacze mają tak rozbudowany
tors – chyba zaczynam to rozumieć, bo niby czemu najbardziej czuję ręce i inne
takie, a nie nogi!!???;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz