sobota, 13 grudnia 2014

FalInO z punktu widzenia biegacza, czyli T. ustanawia nowe rekordy.


200% rzeźnika
Zgodnie z podjętym zobowiązaniem wystartowałem w „pełnodystansowym” BnO. I rundzie FalInO w kategorii Open-M. 20PK 5,5km.  Moje tereny, tu się wychowałem od małego.  Wprawdzie przez te kilkanaście lat sporo się zmieniło: pole gdzie rosły zboża – teraz to osiedle luxdomków, Czerwonka wyasfaltowana, nowa droga od cmentarza, a Morskie Oko zamieniło się kałużę.
Ruszyłem żwawo, bo wiedziałem gdzie jest pierwszy PK. Po przedarciu się przez tłum kłębiący się po odbiór numerów startowych na Biegi Górskie  pewnymi drogami w las. Tu pierwszy postój - „miejscowy”, czyli jak nie patrzeć „krajan” z tych biegających zatrzymał mnie i wypytuje co to za zawody (jakiś mało zorientowany, bo liczba uczestników całej imprezy bliska tysiąca, a zaparkowane samochody zajmują wszystkie pobliskie parkingi, ulice i te bardziej przebieżne laski;-). Ale co tam, odsapnę troszkę, więc wytłumaczyłem co i jak, gdzie można się  zapisać i inne takie.
Ok., pobiegłem dalej. Las bdb przebieżny, lampiony lśnią z dala. Kompasu nie wyjmowałem, bo po co, choć biegałem „na azymut” i właściwie idealnie trafiałem na wszystkie PK, nawet te, co złośliwy budowniczy rozstawił w innym miejscu niż zaznaczył to na mapie. BnO ma ta zaletę, że dostajemy ściągawkę jaki kod jest na lampionie i nie ma stowarzyszy, więc  zabłądzić trudno. No, może poza jednym miejscem, gdzie wstrzeliłem się o jedna drogę miedzy zabudowaniami za daleko i musiałem ze sto metrów nadrobić.  O dziwo, po drugim PK jakoś się już biegło i przestałem zauważać, że poruszam nogami w tempie dla mnie niespotykanie szybkim;-) Przydało się znacząco doświadczenie w MnO – wybierałem drogę najkrótszą, lampiony znajdowałem bez patrzenia do ściągawki z ich dokładnym usytuowaniem i dziwiłem się, że ludzie, którzy przede mną wyruszali z danego PK do następnego dobiegają później i z dziwnego kierunku, pomimo zdecydowanie lepszego przygotowania biegowego i wydolności (dla mnie to znowu rekord w długości biegu po Warszawie Nocą gdzie było ok 2,5km) . Ściągawka przydała się tylko do ostatniego PK 20, który znajdował się pomiędzy dwoma płotami boiska. Bez jakiejś wielkiej zadyszki dotarłem na metę. Niestety GPS załapał w połowie trasy więc tylko szacuję że było coś ponad 6km z czasem jak się okazało 59:04! Czyli całkiem niezłe 19 miejsce!
Jako że moja Druga Połowa była w połowie trasy TP, otarłem pot z czoła i wziąłem mapkę TP by już bez biegania zaliczyć kolejny punkcik do odznaki InO. Zebrać kilka PK i wrócić razem z nimi. No cóż, lekki strój do biegania więc chłodno, a i nogi jakoś tak rozbrykane po biegu, więc zacząłem podbiegać, a potem już regularnie truchtać. PK właściwe te same (różnica w jednym lampionie) plus jakieś zupełnie niezrozumiałe zadania. Różne zadania już spotykałem, ale te chyba w jakimś innym języku były pisane, bo do końca nie wiem co Autor miał na myśli.
Postanowiłem dla odmiany „przejść” trasę w odwrotnej kolejności. Na samym początku niestety zaliczyłem bliższy kontakt z podłożem i piękna kolorowa mapa utraciła sporo ze swojej czytelności, ale co tam, położenie PK znam już prawie na pamięć;-)
Dopiero teraz (bo podejrzewałem że trasa turystyczna powinna mieć jakieś „stowarzysze”) zaczynam zwracać  większą uwagę na rozstawienie lampionów. Przy jednym z PK aż przecieram oczy, bo lampion stoi wyraźnie nie w tym dołku co na mapie, i to o dobre kilkadziesiąt metrów! Ale nie ma nic innego więc go zbieram. Przy okazji spotykam M.S., którego na prawie wszystkich InOckich imprezach spotykam ostatnio;-) Biegnie na Open M więc w przeciwnym kierunku niż sobie obrałem. Gdzieś tam po 15PK telefon, że moja druga połowa zbliża się do mety. Przyspieszam  więc kroku. Właściwie wszystkie pozostałe PK są po drodze więc je zbieram. Jak przystało na zawody leśne, spory kawałek drogi pokonuję chodnikiem;-) Gdy już zbliżam się do szkoły szukam telefonu by poinformować rodzinkę, że zaraz będę, a tu siurpryza… telefonu brak! Niezapięta kieszeń i musiał gdzieś wypaść po drodze! Na szczęście to te ostanie 5 PK, jednak nogi już zmęczone więc myślę, że pojedziemy szukać telefonu autem. Wpadam na metę nie szukając już dodatkowego PK21. Okazuje się, że telefon się znalazł – tzn, znalazła go jakaś inna uczestniczka zawodów (bo taki fajny żółty wyróżniał się na szarym poszyciu, a że żona dodatkowo dzwoniła szukając mnie, udało się ustalić właściciela i telefon miał szczęśliwie dotrzeć na metę. Uff odetchnąłem z ulgą, ale niestety znowu nie będzie pełnego zapisu mojej trasy wrr…
Telefon wreszcie dotarł  szczęśliwie na metę, pokonując ostatni kawałek trasą Open-K, a ślad GPS pozwoli mi porównać moje osiągi z osiągami innych biegaczy;-)
Reasumując – wyszło ok 12-13km z tego zdecydowana większość pokonana tempem expresowym, jak na moje  możliwości, a rekord długości biegu pobity o jakieś niewielkie 400%. Mam nadzieję, że moje zmaltretowane członki wrócą do stanu używalności do kolejnej InO imprezy, która już w przyszłym tygodniu! Na razie odkrywam istnienie dziwnych mięśni – zawsze zastanawiałem się czemu biegacze mają tak rozbudowany tors – chyba zaczynam to rozumieć, bo niby czemu najbardziej czuję ręce i inne takie, a nie nogi!!???;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz