wtorek, 24 listopada 2015

A ja taka nieuczesana!

Pierwsze kroki po powrocie skierowaliśmy oczywiście do stołówki. Jak się człowiek przeleci po lesie, to i jeść się chce. Cuda wyczynialiśmy nad żurkiem mając do dyspozycji tylko łyżki, a na talerzu nieprzekrojone jajko i kawał kiełbasy pływające w zupie. Oczywiście, że sobie poradziliśmy, ręce w końcu mieliśmy.
Po posiłku A. M. odjechała w siną dal (do domu), a my z coraz większym niepokojem oczekiwaliśmy na powrót dziecka. Dziecko co prawda od kilku lat pełnoletnie i w lesie sobie radzi, ale bo to wiadomo, czy nie natknie się na niedźwiedzia albo inne takie.... Ja oczekiwałam w coraz bardziej horyzontalnej pozycji, T. co chwilę biegał sprawdzać wyniki uaktualniane co jakiś czas. Na najwcześniejszej liście byliśmy pierwsi. Co prawda na cztery zespoły, ale przynajmniej mieliśmy gwarancję, że nie będziemy tacy ostatni. Kolejne wywieszenie listy zepchnęło nas na drugą pozycję, ale za nami pojawiło się dużo innych zespołów. Nie było źle. Do trzeciego wywieszenia wyników już do doczekałam. Jak tylko skonstatowałam, że A. z koleżanką wróciły całe i zdrowe, przekręciłam się na trzeci bok i chrapnęłam z ulgą.
Ranek powitał mnie informacją, że ostatecznie zajęliśmy trzecie miejsce. Hurrrra! Chęć zobaczenia listy na własne oczy zmotywowała mnie do wysupłania się ze śpiwora. Faktycznie - trzecie miejsce.  Trzecie miejsce, a ja taka nieuczesana! Nieumalowana! Bez stroju galowego! No jak tu gratulacje odbierać???? Proszę, jak to człowiek musi być zawsze gotowy na sukces ...

Kiedy organizatorom udało się już dobudzić wszystkich uczestników, na salę gimnastyczną wjechały stoły z fantami. "Dziecko", które do tej pory tylko wstało, ale nie obudziło się, przejawiło oznaki ożywienia. Obejrzawszy stoliki zadecydowało: to, to i to! I tym sposobem dowiedzieliśmy się, że dla nas nagród nie będzie:-) Jako dobrzy rodzice, oczywiście wzięliśmy to, to i to, sami zadawalając się dyplomami, mapami i słodyczami. Dyplomów to wzięliśmy nawet cały plik, bo jakoś nikt ze znajomych nie został do rana, a większość z nich zajęła czołowe miejsca w swoich kategoriach.

Po powrocie do domu - nie, wcale nie poszliśmy spać! T. od razu włączył komputer, geoportal, lidar i co tam tylko się dało i zaczął analizować mapę i nasze PS-y. W końcu żeby "bić autora", trzeba się jakoś przygotować:-) A wiadomo - bez "bicia autora" impreza jest jakaś taka niedokończona ....

T. w ogóle coś zaczyna przebąkiwać o trasie himalajskiej na przyszły rok, ale ja widząc niektórych "himalaistów" wracających do bazy w stanie wskazującym (na długotrwały pobyt w lesie oczywiście), raczej wolę podziękować za tę przyjemność.
Bo sam fakt, że w ogóle idziemy za rok nie budzi żadnych wątpliwości.

4 komentarze:

  1. Z tym "nieuczesana" to chyba taka figura retoryczna (jak widać na załączonym obrazku)... Leśny D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tjaaa, jakby piorun strzelił w szczypiorek.

    OdpowiedzUsuń
  3. No i strój - można nazwać galowy: na pewno adekwatny i na miejscu!
    Leśny D.

    OdpowiedzUsuń
  4. Strój - tak, tu się zgadzam - to mój najgalowszy!

    OdpowiedzUsuń