Egzaminy na Pinokia egzaminami, a tu przed nami wcześniej równie poważne wyzwanie - Nocne Manewry. Wczoraj, w oczekiwaniu na listy startowe, ustalaliśmy strategię. No bo skoro w zeszłym roku zajęliśmy drugie miejsce na swojej trasie, to teraz nie możemy być gorsi. A bez strategii ani rusz!
Więc robimy tak:
Ze startu biegniemy sprintem na punkt pierwszy. Jesteśmy wypoczęci, zrelaksowani, w super formie - możemy więc ostro zacząć, w celu odbicia się od konkurencji dyszącej nam w kark na starcie. Kolejne dwa, trzy punkty zdobywamy biegiem, żeby wysunąć się na czoło stawki - przed nami startują cztery zespoły, więc musimy ich przegonić. Przez kolejne trzy, cztery PK szybkim marszem utrzymujemy i umacniamy przewagę. Po jej umocnieniu tempem umiarkowanym, ale nie wolnym, posuwamy się w stronę pit stopu. Tam nie zabawiamy długo, aby się nie rozleniwić i po krótkiej (ale treściwej) regeneracji ostro zaczynamy drugą część trasy. Zdecydowanym marszem pochłaniamy odległości, zgarniając kolejne punkty bez zatrzymywania się. Po przebyciu 2/3 trasy nieco zwalniamy, aby zachować siły na finisz. Za sobą nie widzimy już żadnych światełek, co oznacza, że konkurencja została daleko w tyle. W tej sytuacji tempem spacerowym zaliczamy większość pozostałych do zebrania PK. Od ostatniego punktu ruszamy rytmem joggingowym, żeby dobrze wypaść wizerunkowo na mecie, a jednocześnie nie przeforsować się. Na mecie odbieramy gratulacje, pozdrawiamy wiwatujący tłum fotoreporterów, udzielamy wywiadów - jednym słowem pławimy się w zasłużonej chwale.
Dzisiaj wieczorem musimy jeszcze szczegóły przedyskutować z A. M., ale sądzimy, że nie będzie miała nic do zarzucenia naszemu planowi. W końcu też, jak każdy, chce wygrać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz