FalInO to jedne z niewielu zawodów, gdzie nawet T. jedzie bardziej towarzysko niż w celu ostrej rywalizacji. Dlatego, mimo otrzymania indywidualnych kart startowych, ja, T. i D.wspólnie siedliśmy do rozpracowania otrzymanych map. Dopasowanie osiemnastu mikroskopijnych wycinków do mapy pozbawionej połowy treści nie było zadaniem łatwym, ale oczywiście możliwym. Zwłaszcza we trzy pary oczu. Dopiero po półgodzinnym kombinowaniu i po osiągnięciu pełnego wytrzeszczu, mogliśmy ruszyć. Kiedy już wiadomo gdzie iść, reszta to pestka. Szczególnie, że teren znany, lampiony duże i oczoje...dwabne, stowarzyszy nie ma i trzy głowy do myślenia. Jedyny drobny mankament to spora rozwlekłość trasy - zrobiliśmy coś koło ośmiu kilometrów, bez gubienia się czy krążenia w kółko. W sumie mieliśmy tyle czasu, że oprócz szukania lampionów bawiliśmy się robieniem fotek.
Dopiero na mecie udało nam się zgromadzić całą ekipę do wspólnego zdjęcia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz