Na wyjazd do Łodzi na pierwszą edycję ARCup zdecydowaliśmy
się z Tomkiem już miesiąc temu. Wybraliśmy trasę reklamowaną jako „BnO 25-30
km” z limitem 5 godzin (alternatywą był 24-godzinny rajd przygodowy). W tzw.
międzyczasie do listy startowej dopisała się Ania M. i Przemek, a na ostatnią
chwilę na udział zdecydowała się też Ania N.
Jako, że zawody blisko, a start dopiero o 11, wyjeżdżaliśmy
z Warszawy o 8 rano. Czteroosobową gromadką sprawnie dotarliśmy do centrum
zawodów w Lesie Łagiewnickim, po chwili dotarła Ania N., która wybrała wariant
pociągowo-autobusowy. Szybka rejestracja, założenie biegowych ciuchów i
czekanie… Do godziny zero została jeszcze ponad godzina. W końcu i na nas
nadszedł czas. Mapa pod nogę, odliczanie i start! Mapa w skali 1:15 000,
formatu A3, 31 PK do zaliczenia. Super – lubię kiedy jest dużo PK! Założenie
jest takie, że trasę planujemy przetruchtać, ale nie na maksymalnym
wykorzystaniu sił (w końcu kolejnego dnia czeka nas 50-tka, ale o tym w
oddzielnym wpisie).
Wybieramy wariant na północ i potem prawoskrętnie. Anie
wybrały taki sam wariant, a Przemek przeciwny (spotkaliśmy go po ponad
godzinie, kiedy to skakał przez gałęzie jak sarenka). Na początku mamy PK zlokalizowane
dość blisko siebie, niektóre pochowane w chaszczach i „zielonym” lesie. Teren
trochę dla mnie znany – kilka lat temu robiłam tu etap na „Przejściu Smoka”. Im
dalej w trasę tym odległości między PK się zwiększają. Cały czas truchtamy,
jedynie pod górki podchodzimy (a tych kilka się trafiło). W lesie spora sieć
szybkich ścieżek, które często wykorzystujemy, ale i cięcia na azymut nie
odpuszczamy. Stwierdzamy wtedy, że północ na mapie się zgadza z północą na
kompasie, nie to co na naszych ZPKach :)
Większa część trasy prowadzi po terenie leśnym, jednak kilka
PK (dla nas prawie na końcu) umieszczono na terenie Arturówka: tam trochę
zabudowań działkowo-jednorodzinno-wypoczynkowych i dwa jeziorka, które trzeba
ominąć. Mijamy rodziny z dziećmi i biegaczy bez map, którzy korzystają z
ładnego, choć pochmurnego, wiosennego dnia. Przemek od prawie
godziny już na mecie, a Ań jeszcze nie ma. Odsapnięcie, zmiana ciuchów i
organizator anonsuje, że podsumowanie będzie za 15 min, a nie 16:30 jak
było zaplanowane. Ku mojemu zaskoczeniu zajęłam 3 miejsce w kategorii kobiecej
:) Do bazy docierają kolejny zawodnicy, jedni mniej, drudzy bardziej zmęczeni.
W końcu pojawiają się i Anie :) Zdążyły przed limitem, ale z powodu kontuzji
niestety nie udało się zaliczyć wszystkich PK. Zbiórka i w piątkę ruszamy na
zasłużony obiad do Łodzi. W samochodzie wesoło, Panowie analizują ile i czego
muszą zjeść, żeby nadrobić spalone kalorie :)
Na metę docieramy z niezłym czasem
3:34:13. i 25,18 km na liczniku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz