Przed drugim etapem T. zapobiegawczo wydłużył nogawki spodni, co od razu wzbudziło moją czujność, bo mogło oznaczać chęć krzalowania. Ale nic to. Twarda byłam.
Mapę otrzymaliśmy jakąś taką szczątkową - gdzieniegdzie jakaś maleńka gwiazdka i kilka kreseczek pod spodem. Strasznie oszczędzają na tuszu, chyba im w końcu zasponsoruję przed kolejną imprezą. Bliższy ogląd mapy uświadomił nam straszną prawdę - gwiazdki są zubożone o drożnię, poobracane i zlustrowane - jednym słowem: do niczego się chyba nie przydadzą:-( Dobrze, że chociaż ten skrawek papieru, szumnie zwany mapą, był zorientowany i wiedzieliśmy w którą stronę ruszyć.
Doszliśmy do miejsca, gdzie z odległości wynikało, że powinna być pierwsza gwiazdka. Nie żeby jakaś specjalnie pasowała, ale były dwa drzewa z lampionami, to jeden spisaliśmy. W wynikach usiłują nam teraz wmówić, że to był PM, ale jak był, jak nie był??? Najwyżej mógł być PS. No, ale na protesty nas nie stać:-)
Po przejściu kolejnej zadanej odległości, natrafiliśmy na dziurę okopopodobną, to wbiliśmy trójkę. Po trójce wyszliśmy na skrzyżowanie. I jak to na skrzyżowaniu - ruch, ludzie kręcą się w różne strony, znajomych można spotkać... W. M. z tezetów dał nawet popatrzeć w swoją mapę, co jakoś znacząco nie zmieniło naszego oglądu sytuacji. Na skrzyżowanie dotarł D. M. z K. P. i wspólnymi siłami usiłowaliśmy coś do czegoś dopasować. Ja i D. gardłowaliśmy za ósemką, bo nam pasowało, ale lipa - budowniczemu pasowało co innego:-( T. jednak wyjątkowo posłuchał żony i wbił tę domniemaną ósemkę. Nie ma chłopisko wyczucia kiedy słuchać, a kiedy postawić na swoim.
Następne miejsce na gwiazdkę nie pasowało do żadnego PK, uznaliśmy więc, że to gwiazdka bezpunktowa. Kolejną udało się przypasować dobrze i nawet wybrać właściwy dołek. Wreszcie dotarliśmy do skrzyżowania trzech dróg. Tradycyjnie nic do niczego nie pasowało i w akcie desperacji spisaliśmy płoty, co były trochę za daleko, ale były. Po przejściu na kolejną miejscówkę totalna konsternacja, bo tu też płoty i do tego pasujące idealnie. No to jeszcze raz wbiliśmy ten sam punkt, z myślą, że poprzedni poprawimy, jeśli uda się wymyślić, co tam ma być.
Dalej natrafiliśmy na tor przeszkód - co kawałek usypane żwirowe wały, przez które ciężko się szło. Chyba jakaś leśna autostrada się tam szykuje.
PK 13 jako jedyny był na mapie zaznaczony na swoim miejscu i można było mieć pewność, że chociaż ten będziemy mieć poprawny.
Po trzynastce K. wróciła na to niejasne trzydrogowe skrzyżowanie kombinować co by tam, a my we trójkę przed siebie sprawdzić, co przed nami. Przed nami były głównie żwirowe zapory i usiłujące rozjechać nas ciężarówki. A miał być las, cisza, spokój, najwyżej śpiew ptaków.
Szóstkę i piątkę ogarnęliśmy nawet bez większych problemów, ale na kolejnej gwiazdce daliśmy plamę i wbiliśmy PS-a. Następną gwiazdkę chwilowo ominęliśmy, bo do niczego pasowała, ale za to potem był paśnik, a paśnika to już się nie da z czymś innym pomylić.
Po paśniku rozdzieliliśmy się - ja wróciłam na to niewiadomoco przed paśnikiem, a T. z D. poszli po K. i ewentualny dobry PK ze skrzyżowania.
Zostawiona sama sobie chwilę popałętałam się po okolicy, ale ponieważ nic mnie to nie przybliżyło do genialnego rozwiązania zagadki gwiazdek, postanowiłam zregenerować siły. Zjadłam, popiłam, posiedziałam i na tym relaksie zastała mnie K. wracająca z informacją, że chłopaki poszli obejrzeć kolejne, dalsze miejsce, żeby drogą eliminacji wydedukować co wpisać, tu gdzie my czekamy.
Po chwili pojawił się T., a za nim D. T. kazał mi biec na metę, a sam spisał ostatni punkt i zaczął mnie gonić. Trudno nie miał, bo jakoś specjalnie szybko nie uciekałam. W ogóle niepotrzebnie mnie tak poganiał, bo zmieściliśmy się spokojnie w czasie.
Strasznie wyczerpujące były te etapy, a drugi to nie dość, że fizycznie, to jeszcze intelektualnie. Nawet się zastanawiam, czy to InO to nie jest szkodliwe dla zdrowia psychicznego. Taaak, muszę to przemyśleć...
c. d. n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz