Dzień złudzeń i niespełnionych nadziei - tak można nazwać wczorajszy dzień.
Najpierw miała być nagroda za wygranie Nawigacyjnego Rajdu Rowerowego. Co prawda rower to w tym sezonie widziałam raz i w innych okolicznościach, ale skoro znalazłam się na liście zwycięzców, to po nagrodę pojechałam. Okazało się, że nagród jest dziesięć, zwycięzców osiemnaścioro, więc będzie losowanie. A skoro losowanie, no to wiadomo ... jestem bez szans. T. także się nie załapał, D. M. podzielił nasz los i tylko S. O. miał więcej szczęścia.
Trudno, może to i nawet sprawiedliwie, skoro trasę podstępnie przebyłam pieszo.
Po pięciominutowej ceremonii rozdania nagród pojechaliśmy na InO szkoleniowe dla młodzieży, co to razem jedziemy na Budzyń. Byłam pewna, że jedziemy tylko towarzysko, dogadać się w sprawie wyjazdu, ewentualnie udzielić młodzieży dobrych rad i wsparcia. Ubrałam się półcywilnie, z torebusią pod pachą. Po chwili stałam zdziwiona w środku lasu, z mapą w garści, czołówką na głowie , którą zapobiegawczy T. wyciągnął ze swojego plecaczka niczym magik królika z kapelusza i przeświadczeniem, że coś tu jest nie tak. Nie miałam kompasu, linijki, ołówek dał mi T.
Zdrada! Normalnie zdrada! Nic mi nie powiedział, że jedziemy na pełnowymiarowe InO!
Wiem - jego ciągnie do lasu, bo to ostatnie podrygi przed cięciem nogi, no ale żeby mnie w to wciągać?!
Od razu go pokarało, bo już na pierwszym PK się zgubiliśmy, ale jak się potem okazało, nie tylko my. Znaczy się - punkt musiał być felerny. Lop-ka też była do bani, bo trzeba się było przedzierać przez krzaczory i niektórzy poszli na łatwiznę i wybrali lop-kę stowarzyszoną, bo prowadziła kulturalnie porządną, szeroką drogą. Potem było już łatwiej, zwłaszcza, że po drodze zgarnęliśmy D. M., a po chwili A. K., a wiadomo - co cztery głowy to nie mniej.
Gdzieś tam w lesie spotkaliśmy tę trenującą młodzież. Na zagubionych nie wyglądali, więc nie narzucaliśmy się z pomocą i szkoleniem. Podobno nawet wszyscy wrócili na metę.
Grzybów jeszcze nie ma (pewnie za sucho), ale za to znaleźliśmy butelkę żubrówki. Pełną. Z banderolą. Szkoda żeby się tak marnowała, to ją wzięliśmy ze sobą. A na mecie okazało się, że sami abstynenci i nie ma kto wypić. W końcu udało się wcisnąć butelczynę A. N. i teraz czekamy, na które InO przyjdzie nawalona:-)
Może NAwalona :) Poczekamy zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńAle wygraliście wczorajsze nocne łażenie :)
OdpowiedzUsuńOd czekania butelka się nie opróżnia :)
OdpowiedzUsuńWięc pewnie wtedy, kiedy zgłoszą się zacni ludzie, gotowi stowarzyszyć :)
Ooo, będzie imprezka!
OdpowiedzUsuń