piątek, 23 grudnia 2016

42. OrtInO czyli niezłe laski Mikołaja

Ja z OrtInO zrezygnowałam, ale Tomek nie:

Kolejne OrtInO. I to takie na które miałem bilet wolnego wstępu! Ale że robiłem za aprowizatora… to można powiedzieć bilet się zmarnował.  Moja Druga Połowa odmówiła udziału bo nie wiedziała, że przy starcie jest górka. Niech żałuje!
Trasa TZ wg zapowiedzi miała być prosta łatwa i przyjemna. Gdy się uwzględni noc i temperaturę w okolicach zera, to nigdy nic nie jest łatwe i przyjemne. Nawet nie pomogły główki Mikołajów patrzących na nas z mapy i to w dodatku w planie mapy. Nie pomogły także trzy niezłe laski, bo niezbyt dawało je się dopasować do tych Mikołajów. Po chwili bezowocnego wpatrywania się te laski zwątpiłem i ruszyłem na PK D, gdzieś koło startu. Tzn. wydawało mi się, że ruszyłem w dobrym kierunku, ale życie szybko to zweryfikowało. Na szczęście, po chwili walki, udało mi się dość dokładnie północ na mapie wyznaczyć – co miało przydać się w zadaniu wyznaczania azymutu. Bo kto to widział OrtInO bez zadania z azymutem i przekoszoną północą?
Przy PK D znalazłem jakąś dobrze świecąca lampę na budynku i udało mi się wreszcie dopasować te laski do Mikołajów. Jako, że osiedle ma specyficzną budowę i ciągi domów wijących się niczym węże i to w kilku rzędach, postanowiłem iść mniej optymalnie, ale za to przez jednoznaczne punkty orientacyjne z Mikołajów. PK M, PK C, PK A, PK Z i tak do PK G.  PK G okazał się o dziwo łatwo znajdowalny.  Jakiś spadek formy budowniczego? Dalej zaczęły się schody, bo był BPK. Taki przez pomyłkę budowniczego, który lampion powiesił z drugiej strony budynku, akurat ciut powyżej sławnych 2mm w skali mapy. Dalej szedłem po obrzeżu mapy zaliczając PK W,F,N,P (przy którym musiałem się wracać, bo w ciemnościach nie dojrzałem, iż zaznaczyłem go sobie jako punkt podwójny)  aż do PK B. Tu mi wyszło, że to punkt podwójny z PK R. Tak to jest, gdy ślepy patrzy na mapę po ciemku. Teraz to mi zostaje tylko wrrrrr ze złości. Do kompletu zostały mi jeszcze 2 punkty: S i H. Wiem, że byłem już wcześniej koło S, ale wolałem namierzać się z tej strony, po lasce, która pokazywała teren od punktu B do punktu S. Tyle, że przejście było zagrodzone i trzeba było iść naokoło przez białe plamy na Szwajcarce. Ale co, ja nie dałbym rady? Oczywiście dałem! Został ostatni PK H z pytaniem o motylki. W rezultacie punkt ten wyszedł koło startu, ale miałem jakąś pomroczność mroczną  i szedłem do niego z PK B jakimiś strasznymi zakosami. W międzyczasie wyznaczałem azymut z zadania.  Naniosłem sobie punkty na mapę zmierzyłem azymut i postanowiłem uwzględnić deklinację (bo północ miałem magnetyczną). Po kalkulacjach wyszło mi 220. Właściwie, to po raz pierwszy byłem pewien, że dość dokładnie zmierzyłem azymut przy tak przekoszonej północy. Dumny oddałem kartę. Moja duma rosła gdy inni oddawali kartę z jakimiś dziwnymi kątami. Niestety duma uleciała gdy w nocy pojawił się protokół.  Jeden stowarzysz (wrrrr), 9 pkt za zadanie z azymutem i 12 minut lekkich. Ciekawe kiedy mi się wreszcie uda OrtoTZ na zero przechodzić????
 

2 komentarze: