Rosną mi zaległości, ale nie nadążam z życiem. Z nadejściem zimy ruszam się wolniej, przysypiam i przestaję ogarniać.
W sobotę Tomek robił UrodzInO. Wtrąciłam się jedynie z ciastem, do mapy się nie mieszałam. Produkował, produkował, a potem pokazał. Próbowałam ugryźć to z prawej, to z lewej, to środkiem. Niby teren znany mi, obszar niewielki, ale za nic nie wiedziałam jak to poskładać do kupy. W końcu poddałam się, szczęśliwa, że nie muszę z tą mapą iść w teren. Zamiast lekkiej, rozrywkowej trasy urodzinowej wyszło mu solidne TZ. Rekordziści siedzieli nad mapą na starcie chyba ze czterdzieści minut zanim ruszyli. Ale byli też i tacy, jak Pani Prezes, która popatrzyła, poszła, zebrała, wróciła i dała się nabrać tylko na jednego stowarzysza. I tak należało robić - iść, a nie siedzieć, bo zimno było jak w lodówce i ruszać się trzeba było. Ja żeby nie przymarznąć do sekretariatu uskuteczniałam wbiegi na górkę, ale i tak nieźle zmarzłam.
Zawody wygrał oczywiście Marcin K., bo gdzie się pojawi, tam wygrywa:-)
A po zawodach, już w domu zrobiliśmy dla chętnych dogrywkę, ale już bez map, bo po co się męczyć.
Podobno są już jakieś plany na przyszłoroczne UrodzInO, ale nic nie mówię, bo może to ma być niespodzianka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz